W gardle stanęła mi gula a brzuch boleśnie się skręcił na tę wiadomość. Mike... Mój Mike... Tutaj? To by było spełnienie moich marzeń. Spełnienie moich próśb. Tyle razy myślałam o nim kiedy jeszcze mieszkał z nami. O jego ciepłym śmiechu, przyjemnych oczach i troską z jaką się do mnie odnosił. Mój kochany braciszek... Nie mogłam opisać szczęścia i ulgi jaka mnie wypełniała.
Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy wypuszczając łzy które spłynęły mi po policzkach.
Ale co on tu robił? Dlaczego po tak długim czasie nagle się pojawił? A skoro on żył to dlaczego nigdy nie próbował się ze mną skontaktować? Powiedzieć że żyje i żebym się nie martwiła...
Odgoniłam szybko od siebie te myśli. Mój brat tu był. Odzyskałam go. To było najważniejsze.
Otworzyłam oczy szeroko uśmiechnięta.
- Gdzie on jest? Jak wygląda? Zmienił się? Proszę opowiedz mi każdy szczegół - potok pytań wyleciał z moich ust. Nie mogłam powstrzymać uczuć jakie mnie wypełniały.
Kels jednak nie pałała takim entuzjazmem jak ja. A też była mu bliska.
Jeszcze bardziej zmartwiło mnie jej milczenie którym mnie obdarzyła. Przestałam się uśmiechać.
- Kels? Co się stało?
Jeszcze chwilę nie odpowiadała jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Nie sądzę żeby był powód do radości z jego powrotu.
Całe szczęście wyparowało ze mnie niczym powietrze z przebitego balona. Jak to mam się nie cieszyć? Zadałam sobie inne pytanie. Dlaczego ONA się nie cieszy?
Być może coś się stało co zraziło ją do Mike. Tylko co?
- Jak to? - zaśmiałam się ironicznie - mam się nie cieszyć z powrotu mojego brata? Mam się nie cieszyć, że osoba którą tak bardzo kocham pojawiła się po paru latach, kiedy myślałam że go już nigdy nie zobaczę?
Dziewczyna spojrzała na mnie zła przymrużając oczy. Nie zwróciłam uwagi że od jakiegoś momentu na nią krzyczałam.
- To nie jest ta sama osoba! - krzyknęła sfrustrowana - a jak myślisz kto mi to mógł zrobić? - zapytała i pokazała na szyję.
Popatrzyłam na siną szyję przyjaciółki. Tak bardzo się cieszyłam że mój brat jest w mieście, że nawet nie zwróciłam uwagi że zrobił jej krzywdę.
Jezu... Mike on skrzywdził Kels... nie wierzę... nie mógł...
- Ale dlaczego on to zrobił? Przecież nie mógł cie tak bardzo skrzywdzić...
- A jednak - przerwała mi zrezygnowana.
Otworzyłam usta żeby odpowiedzieć ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Podparłam się szafki i złapałam za głowę. To po prostu wydaje się surrealistyczne. To że po paru latach Mike się pojawił. To że tak po prostu chciał skrzywdzić Kels. To się wydaje nie prawdziwe. Jak tylko pomyśle jak ta dwójka świetnie się bawiła za młodu to aż ściska mnie w żołądku. Nagle przed moimi oczami pojawiły się tak wyraźne wspomnienia, że miałam wrażenie że wydarzyły się kilka dni wcześniej a nie parę lat. Pamiętam jak Mike pomagał Kels jeździć na rowerze, albo kiedy razem wspinali się na drzewo i śmiali kiedy ja nie potrafiłam się wspiąć. Wtedy wywoływało to we mnie złość ale teraz leciutko się uśmiechnęłam na te wspomnienia.
Kiedy znów wróciłam do rzeczywistości w której bliska mi kiedyś osoba chciała skrzywdzić moją przyjaciółkę, z gardła wyrwał mi się cichy szloch.
Dlaczego nie mogę odzyskać brata tak żeby było jak kiedyś?
Nigdy nie będzie tak samo, podsunął mi rozum.
Kels widząc mój smutek podeszła powoli i wzięła mnie w swoje ramiona. Wtuliłam się mocno w jej szyję i chwile łkałam aby wyzbyć się niepotrzebnych łez.
Kiedy już z wolna się uspokoiłam, odsunęłam się od niej i posłałam słaby uśmiech. Ona też się uśmiechnęła.
Przetarłam oczy wierzchem dłoni.
- Opowiedz mi o waszym spotkaniu - poprosiłam - każdy szczegół.
Kels kiwnęła głową.
- Dobrze - pokazała na drzwi - ale chodźmy już do domu. Nie czuję się tu dobrze.
- Chodźmy.
* * *
Przez całą drogę Kels opowiadała mi o spotkaniu z Mikiem. Trudno było mi uwierzyć, że zachowywał się jak... psychopata. W całej tej zasranej historii najbardziej przeraziły mnie jego słowa: To co przeżyłaś to dopiero początek. Jaki początek? Co on zamierzał? Chciał ją dalej zastraszać? A nawet jeśli, to czemu?
Zadawałam sobie coraz to więcej pytań na które nie miałam odpowiedzi. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się pod domem.
Stanęłam i spojrzałam na Kels. Podeszłam i przytuliłam ją dodając jej otuchy.
- Dasz sobie radę?
Kiwnęła głową.
- Oczywiście czemu miałabym sobie nie poradzić?
Wzruszyłam ramionami.
- No bo wiesz... Mike...
- Spokojnie - przerwała mi wpół zdania - chyba nie pamięta gdzie mieszkam, a nawet jeśli to mam zamek w drzwiach.
Ostatni raz ją przytuliłam.
- Uważaj na siebie dobrze?
Posłała mi uśmiech powoli się oddalając.
- Obiecuje. Ty też.
Kiwnęłam i pomachałam jej by po chwili zniknąć za drzwiami mojego domu. Zapaliłam światła i rozejrzałam się po domu.
- Halo! - krzyknęłam upewniając się że jest pusto.
Tak właśnie było. A czego mogłam się spodziewać? Mojego taty który czeka na mnie w fotelu popijając kawę?
Na tę myśl musiałam się zaśmiać, to było równie nie realne jak to... jak to że mój brat wrócił.
Już miałam dość myśli o nim. Za każdym razem głowa bolała mnie coraz bardziej a wiedziałam że to dopiero początek. Miałam całą noc a to była wspaniała chwila na przemyślanie wszystkiego. A o czym innym mogłam myśleć niż o moim bracie?
Westchnęłam i pobiegłam do góry. Stwierdziłam że lepiej będzie jeśli się czymś zajmę, niż siedzieć i intensywnie nad wszystkim myśleć.
Skierowałam się od razu do pokoju po pidżamę po czym wróciłam i weszłam do łazienki. Rzuciłam ciuchy gdzieś w kąt.
Niechętnie podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie.
- Nie jest źle - powiedziałam do swojego odbicia, przesuwając palcem po rozmazanym tuszu do rzęs. Przemyłam twarz i szybko wyskoczyłam ze swoich ciuchów. Weszłam pod prysznic i obmyłam całe ciało lodowatą wodą, dla ochłody i odprężenia umysłu.
Po pięciu minutach wyszłam wytarłam się miękkim ręcznikiem i wskoczyłam w piżamy. Pomyślałam, że umyję zęby i położę się spać bez kolacji, ale mój brzuch zaprotestował głośnym burknięciem. Westchnęłam i wyszłam z łazienki znów schodząc na dół do kuchni.
Każdy kto zostawał w tak wielkim domu sam mógł czuć się nieswojo i samotnie ale mi to wcale nie przeszkadzało.
Kiedy człowiek zostaje tyle razy sam w domu może się przyzwyczaić.
Weszłam do kuchni i zaczęłam myśleć co zjem. Odskoczyłam nagle kiedy całą kuchnię rozświetliło na chwilę białe światło. Jakim cudem nie usłyszałam burzy? Byłam aż tak zatopiona w swoich myślach że straciłam kontakt z rzeczywistością? Być może.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko. Na nic innego nie miałam ochoty. To był ten stan kiedy nie miałam najmniejszej ochoty jeść ale mój brzuch uporczywie burczał. Nie cierpiałam tego.
Z szafki wyjęłam jakieś resztki czekoladowych kulek po czym wsypałam je do miski zalewając mlekiem. Wzięłam do ręki miskę chcąc pójść do pokoju spokojnie zjeść ale w tym samym momencie kuchnię znów rozświetlił jasny błysk.
Głośno wrzasnęłam upuszczając miskę. Rozpadła się na miliony kawałeczków raniąc delikatnie moje bose stopy. Zignorowałam to. Bardziej mnie interesowała osoba która za mną stała z małym uśmiechem błąkającym się na twarzy. Odwróciłam się z bijącym sercem niczym młot pneumatyczny i wydusiłam:
- Mike?
Chłopak zaśmiał się głębokim głosem. Przez moje ciało przeszły dreszcze. Tak bardzo jego głos się zmienił... był nie do poznania. Ale wyczuwałam w nim coś znajomego... coś sprzed paru lat.
- Cześć siostro.
Na te słowa moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło. Jeśli to w ogóle możliwe. Całe moje emocje które dotąd utrzymywałam rozpadły się jak miska przed chwilą. Łzy poleciały z moich oczu strumieniami. Zanim pomyślałam co robię pobiegłam szybko do Mike'a i zarzuciłam mu ręce na szyję mocno się w niego wtulając. Nie mogłam tego powstrzymać. Moje serce aż bolało, tak bardzo rwało się do niego. Nie myślałam o tym że pojawił się w moim domu niespodziewanie ani że zrobił krzywdę Kels i był nieobliczalny.
Właśnie trzymałam mojego brata w ramionach. Mogłam swobodnie wdychać jego zapach i tulić się do jego silnego i ciepłego ciała. O niczym innym nie marzyłam przez te parę lat.
On również zaplótł silne ramiona wokół mojej tali i mocno do siebie przycisnął jakby myślał że zaraz zniknę.
- Mike... - wyszeptałam szlochając i tuląc się do niego jak najmocniej.
- Moja kochana Megan - wyszeptał chrapliwym głosem po czym pocałował mnie lekko w głowę nadal trzymając w ramionach.
Nie potrafiłam nacieszyć się tą chwilą. To było wspaniałe. Ale nagle przed oczami stanęłam mi przestraszona twarz Kels oraz jej sina szyja.
Dlaczego jej spotkanie z Mikiem wyglądało tak tragicznie a moje było jak wyciągnięte z marzeń?
Kiedy znów chciałam swobodnie nacieszyć się ciepłem Mike'a przed oczami stanęła mi Kels z jeszcze brzydszym kolorem szyi. Czułam że moje serce czuje się fantastycznie przy utraconym bracie ale rozum stara mi się uświadomić jak bardzo wielki błąd popełniam.
I wiem że rozum miał rację.
Z wielkim ociąganiem odsunęłam się od Mike'a uważając na stłuczone szkło. Nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Pierwsze pytanie jakie wpadło mi do głowy to:
- Jak się dostałeś do domu?
Mike zaśmiał się. Nie mogłam powstrzymać uczucia szczęścia jakie odczuwałam kiedy tak wesoło się zaśmiewał.
- Umie się to i owo.
Ta odpowiedź według mnie była trochę niepokojąca ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Co według niego może znaczyć to i owo?
- Mike nawet nie wiesz jak tęskniłam przez te wszystkie lata - powiedziałam nadal się uśmiechając. Oczywiście gdzieś w głębi bałam się być z nim teraz sama w domu ale moje szczęście przewyższało wszystko. Ignorowałam każdą złą myśl która miała czelność wpaść mi do głowy. Liczył się tylko on.
- Też się ciesze że cię widzę.
On również przez cały czas się uśmiechał. Teraz myśl że skrzywdził Kels była bardzo odległa i nie rzeczywista.
- Gdzie ty się przez ten cały czas podziewałeś, dlaczego nigdy nie mogłeś się ze mną skontaktować żeby dać znać że żyjesz? Nie wiesz co ja przeżywałam.
Mike wzruszył ramionami unikając mojego wzroku.
- Miałem nadzieję że o mnie zapomnisz.
Zamrugałam zdziwiona. Jak on mógł myśleć że tak po prostu o nim zapomnę. Mike zawsze miał miejsce w moim sercu i zawsze je będzie tam miał.
- Nigdy nie mogłabym o tobie zapomnieć - szepnęłam.
- Lepiej żeby tak było.
Cała ta piękna chwila po woli znikała wraz z moją nadzieją na odzyskanie brata. Po raz kolejny.
- Dla... dlaczego tak mówisz? - zapytałam czując powoli przypływający strach.
Dopiero teraz zauważyłam że światła w kuchni są zgaszone a pomieszczenie pogrążone jest w ciemnościach.
Jednak potrafiłam dostrzec jak Mike powoli odwraca głowę w moją stronę a w jego oczach pojawia się dziwny błysk.
- Nie chciałem cię wciągać w niektóre sprawy.
Wstrzymałam oddech. To samo powiedział Kels. Mniej więcej. Naszła mnie straszna myśl. Prawie nie możliwa.
- To samo powiedziałeś Kels - rzuciłam oskarżycielsko - i co? Też masz zamiar mnie zaatakować? - za późno pomyślałam co mówię.
Zaśmiał się jakbym opowiedziała jakiś dobry żart.
-Myślisz że mógł bym cię skrzywdzić?
Zaczęłam powoli przesuwać się w stronę przełącznika światła nie tracąc kontaktu wzrokowego z chłopakiem. Nagle ciemności stały się bardzo przytłaczające. On jednak nie zwracała na to uwagi.
- Byłam pewna że nie skrzywdzisz nigdy Kels... jej szyja...
- Jej szyja mogła wyglądać bezpowrotnie jeszcze gorzej.
Przez moje plecy przeszedł zimny dreszcz. Jak on mógł tak mówić?
- Jak możesz mówić takie rzeczy? - teraz wiedziałam, że zignorowanie tego, że wszedł do mnie do domu to był bardzo zły pomysł. Nie czułam teraz szczęścia tylko paraliżujący strach. Jednak byłam coraz bliżej włącznika światła. Nie wiem czemu ale myśl o zapaleniu światła dodawała mi otuchy.
Kiedy byłam wystarczająco blisko sięgnęłam dyskretnie ręką i przesunęłam włącznik. Jednak nic się nie stało. W pomieszczeniu była taka cisza, że pstryknięcie głucho wypełniło całą kuchnie.
Zaklęłam pod nosem.
Na marne majstrowałam przy włączniku z myślą że w magiczny sposób światło się zapali. Najwyraźniej burza wywaliła korki.
- Czyżby światło nie działało? - zapytał nazbyt wesoło Mike.
Patrzyłam coraz bardziej wystraszona na chłopaka który nie ruszał się z miejsca. To było jeszcze bardziej przerażające, kiedy stał tak bezruchu i nie mogłaś przewidzieć co zrobi.
Nagle kuchnie rozświetlił kolejny błysk. Wystarczyła sekunda żebym zobaczyła niesamowicie ciemne oczy Mike'a, dziwny uśmiech na ustach i ... słaby blask za plecami.
Mój żołądek wywinął koziołka a serce zaczęło bić tak mocno że zabolała mnie klatka piersiowa.
Teraz byłam pewna że trzymanie Mike'a w moim domu to był ogromny błąd.
Mike trzymał za plecami mój największy kuchenny nóż.
Zaczęłam zaprzeczająco kiwać głową jak i powoli wycofywać się do wyjścia z kuchni.
- Nie... Mike proszę - błagałam patrząc to na niego to na niesamowicie ogromny nóż w jego dłoni.
- Chodź do mnie siostro.
Po tych słowach gwałtownie się zerwał i pobiegł w moją stronę. Moja reakcja była natychmiastowa. Zerwałam się do szalonego biegu. Pierwsza myśl jaka mi wpadła do głowy to wybiec z domu ale moje nogi jakby w popłochu chciały zanieść mnie na schody. Skoczyłam na pierwszy schodek, ale zaraz upadłam jak długa, tracąc na chwilę oddech. Szybko się jednak otrząsnęłam i spojrzałam wściekła na rękę na mojej kostce. Rzucałam się wściekle aby uwolnić się z żelaznego uścisku ale na marne. Zostałam pociągnięta w dół, po czym mocnym szarpnięciem za włosy stanęłam na nogi.
Z ust wyrwał mi się niekontrolowany jęk.
Jednak Mike nie zwracał na to uwagi i obrócił mnie tak, że stałam plecami do jego umięśnionej klatki piersiowej. Lewym ramieniem otoczył boleśnie miejsce pod podbródkiem a, z prawej strony przyłożył do mojej szyi zimny nóż kuchenny.
W oczach zebrały mi się łzy. Tak miałam umrzeć? W domu, kiedy nikogo nie było i nikt nie mógł mi pomóc? Do tego z ręki brata?
Szarpałam się ale moje siły w porównaniu do jego były bardzo słabe. Poczułam jego ciepły oddech na uchu kiedy wyszeptał:
- Chcesz umrzeć szybko czy wolisz cierpieć?
Chciałabym przeżyć ty walnięty psychopato! Krzyknęłam w myślach. Ale wiedziałam że takiej prośby by nie przyjął. Zaczęłam gorączkowo analizować salon z nadzieją na jakąkolwiek pomoc. Nie trafiłam na nic ważnego ale nagle zatrzymałam się przy jednym ze zdjęć które stało na kominku. Tak wiem najgorszy moment na oglądanie zdjęć, ale to było coś co pomogło mi pozbierać myśli w jedno. Na zdjęciu byłam ja i Mike. Graliśmy w piłkę a do tego ja miałam gdzieś z 6 lat a Mike 10. Pamiętam te chwile idealnie. Bawiliśmy się tak, że ten kto ostatni dotknął piłki, a ta upadała na ziemię , przegrywał i był wyśmiewany przez wygraną osobę. Pamiętam jak Mike specjalnie, za mocno rzucił piłką w moją głowę. Siła odrzutu była dla mnie tak silna że upadłam na trawę. Chłopak zaczął się zaśmiewać, a ja naburmuszona obrzuciłam go wściekłym wzrokiem.
- Tak nie można! - skarżyłam się powoli wstając z trawy.
- Wszystkie chwyty dozwolone - powiedział Mike i wrócił do swojego zwycięskiego śmiechu.
Znów wróciłam do teraźniejszości w której mój brat trzymał nóż przy mojej szyi gotów swobodnie pociągnąć wzdłuż jej długości. Teraz wspomnienie ze zdjęcia wydawało mi się odległe i nie z tej epoki. Gdzie był mój kochany braciszek?
- Jakieś ostatnie słowa? - wyszeptał drażniąc moje ucho.
Pojedyncza łza spłynęłam po moim policzku. Straciłam go na dobre i powinnam się z tym pogodzić.
Teraz albo nigdy.
- Tak - wycharczałam - wszystkie chwyty dozwolone - zebrałam wszystkie swoje siły i wygięłam nogę uderzając Mike'a prosto w krocze.
Chłopak głośno jęknął, puszczając nóż i jednocześnie mnie dzięki czemu zerwałam się i pobiegłam do góry po schodach.
Mike jeszcze był w szoku a do tego ból był tak silny, że przykucnął na kolana nadal pojękując.
Podziękowałam sobie w duchu za to że w młodości ćwiczyłam gimnastykę.
Nie tracąc czasu wparowałam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Nie byłam pewna jak długo wytrzymają ale miałam nadzieję że zdążę zadzwonić po policję.
Dla pewności podstawiłam krzesło pod klamkę więc miałam jeszcze dodatkową ochronę.
Zaczęłam szukać telefonu. W szaleńczym biegu przeszukałam biurko łóżko, podłogę i każdą szafkę.
Pomyślałam gdzie on się podziewa i nagle sobie przypomniałam.
Zaklęłam w duchu.
Telefon swobodnie leżał na stoliku w salonie. No pięknie. I co teraz. Mam czekać aż Mike przyjdzie, wparuje mi do pokoju, i mnie zabije?
Moje serce znów przyspieszyło kiedy z dołu usłyszałam ciche kroki.
Cholera. Już się pozbierał. Czyli miałam mniej czasu niż myślałam.
Już zaczęłam myśleć o wyskoczeniu z okna gdy klamka zaczęła się obracać. Jednak nic to nie dało z powodu zamkniętego zamka i podstawionych drzwiach.
Ciche pukanie wypełniło pokój.
- Wiem że tam jesteś kochana - chwila strasznego milczenia. Starałam się nie oddychać jakby z nadzieją że w magiczny sposób zniknę - wiesz ze dużo czasu nie zajmie mi dostanie się tam.
Po tych słowach usłyszałam głośny huk. Wystraszona podskoczyłam a łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
Mike jest silny. Wystarczy tylko żeby uderzył w drzwi jeszcze kilka razy a nawiasy puszczą. Wtedy już po mnie.
Podeszłam do okna i spojrzałam w dół. Było pewne, że sobie coś zrobię. A zraniona raczej nie dam rady szybko uciec.
Czyli tak czy inaczej mnie złapie.
Kolejny huk.
Cholera, gdzie jest mój ojciec? Przydałby się chociaż teraz kiedy grozi mi śmierć.
Jak na zawołanie drzwi frontowe ze skrzypieniem się otworzyły. Z ulgą odetchnęłam i podziękowałam Bogu że mnie wysłuchał i przysłał to tatę.
Ale nagle ogarnęło mnie przerażenie. Jeśli tata znów jest zapity to zginie na pewno bardzo szybko a w tym ja też. A do tego nie mogłam dopuścić.
- Megan?! - usłyszałam głęboki, szorstki głos z dołu.
Nagle w gardle stanęła mi gula wielkości piłeczki ping - pongowej. To nie był mój tata.
To był Harry.
Ale co on tu robił? Po co przyszedł? A przede wszystkim skąd on wiedział gdzie mieszkam?
Zadawałam sobie nieistotne pytania. Ważniejsze było to że Mike w każdej chwili mógł tam pobiec i go zaatakować.
- Czyżby twój chłopak? - usłyszałam ciche mruczenie tuż za drzwiami - pozwól, że pójdę się przywitać.
- Nie! - krzyknęłam przerażona ale niestety już za późno, ponieważ usłyszałam ciche kroki oddalające się od drzwi.
Po raz kolejny dzisiaj zaklęłam.
Jeśli zostanę tu w pokoju to najprawdopodobniej Mike zejdzie na dół i zaatakuje Harry'ego. Nie żebym sądziła, że Harry jest słaby ale Mike miał w końcu nóż.
Mój puls bił z zawrotną szybkością, a mózg starał się znaleźć odpowiednie wyjście z tej sytuacji.
Oczywiście takiego nie było.
- Mike nawet nie wiesz jak tęskniłam przez te wszystkie lata - powiedziałam nadal się uśmiechając. Oczywiście gdzieś w głębi bałam się być z nim teraz sama w domu ale moje szczęście przewyższało wszystko. Ignorowałam każdą złą myśl która miała czelność wpaść mi do głowy. Liczył się tylko on.
- Też się ciesze że cię widzę.
On również przez cały czas się uśmiechał. Teraz myśl że skrzywdził Kels była bardzo odległa i nie rzeczywista.
- Gdzie ty się przez ten cały czas podziewałeś, dlaczego nigdy nie mogłeś się ze mną skontaktować żeby dać znać że żyjesz? Nie wiesz co ja przeżywałam.
Mike wzruszył ramionami unikając mojego wzroku.
- Miałem nadzieję że o mnie zapomnisz.
Zamrugałam zdziwiona. Jak on mógł myśleć że tak po prostu o nim zapomnę. Mike zawsze miał miejsce w moim sercu i zawsze je będzie tam miał.
- Nigdy nie mogłabym o tobie zapomnieć - szepnęłam.
- Lepiej żeby tak było.
Cała ta piękna chwila po woli znikała wraz z moją nadzieją na odzyskanie brata. Po raz kolejny.
- Dla... dlaczego tak mówisz? - zapytałam czując powoli przypływający strach.
Dopiero teraz zauważyłam że światła w kuchni są zgaszone a pomieszczenie pogrążone jest w ciemnościach.
Jednak potrafiłam dostrzec jak Mike powoli odwraca głowę w moją stronę a w jego oczach pojawia się dziwny błysk.
- Nie chciałem cię wciągać w niektóre sprawy.
Wstrzymałam oddech. To samo powiedział Kels. Mniej więcej. Naszła mnie straszna myśl. Prawie nie możliwa.
- To samo powiedziałeś Kels - rzuciłam oskarżycielsko - i co? Też masz zamiar mnie zaatakować? - za późno pomyślałam co mówię.
Zaśmiał się jakbym opowiedziała jakiś dobry żart.
-Myślisz że mógł bym cię skrzywdzić?
Zaczęłam powoli przesuwać się w stronę przełącznika światła nie tracąc kontaktu wzrokowego z chłopakiem. Nagle ciemności stały się bardzo przytłaczające. On jednak nie zwracała na to uwagi.
- Byłam pewna że nie skrzywdzisz nigdy Kels... jej szyja...
- Jej szyja mogła wyglądać bezpowrotnie jeszcze gorzej.
Przez moje plecy przeszedł zimny dreszcz. Jak on mógł tak mówić?
- Jak możesz mówić takie rzeczy? - teraz wiedziałam, że zignorowanie tego, że wszedł do mnie do domu to był bardzo zły pomysł. Nie czułam teraz szczęścia tylko paraliżujący strach. Jednak byłam coraz bliżej włącznika światła. Nie wiem czemu ale myśl o zapaleniu światła dodawała mi otuchy.
Kiedy byłam wystarczająco blisko sięgnęłam dyskretnie ręką i przesunęłam włącznik. Jednak nic się nie stało. W pomieszczeniu była taka cisza, że pstryknięcie głucho wypełniło całą kuchnie.
Zaklęłam pod nosem.
Na marne majstrowałam przy włączniku z myślą że w magiczny sposób światło się zapali. Najwyraźniej burza wywaliła korki.
- Czyżby światło nie działało? - zapytał nazbyt wesoło Mike.
Patrzyłam coraz bardziej wystraszona na chłopaka który nie ruszał się z miejsca. To było jeszcze bardziej przerażające, kiedy stał tak bezruchu i nie mogłaś przewidzieć co zrobi.
Nagle kuchnie rozświetlił kolejny błysk. Wystarczyła sekunda żebym zobaczyła niesamowicie ciemne oczy Mike'a, dziwny uśmiech na ustach i ... słaby blask za plecami.
Mój żołądek wywinął koziołka a serce zaczęło bić tak mocno że zabolała mnie klatka piersiowa.
Teraz byłam pewna że trzymanie Mike'a w moim domu to był ogromny błąd.
Mike trzymał za plecami mój największy kuchenny nóż.
Zaczęłam zaprzeczająco kiwać głową jak i powoli wycofywać się do wyjścia z kuchni.
- Nie... Mike proszę - błagałam patrząc to na niego to na niesamowicie ogromny nóż w jego dłoni.
- Chodź do mnie siostro.
Po tych słowach gwałtownie się zerwał i pobiegł w moją stronę. Moja reakcja była natychmiastowa. Zerwałam się do szalonego biegu. Pierwsza myśl jaka mi wpadła do głowy to wybiec z domu ale moje nogi jakby w popłochu chciały zanieść mnie na schody. Skoczyłam na pierwszy schodek, ale zaraz upadłam jak długa, tracąc na chwilę oddech. Szybko się jednak otrząsnęłam i spojrzałam wściekła na rękę na mojej kostce. Rzucałam się wściekle aby uwolnić się z żelaznego uścisku ale na marne. Zostałam pociągnięta w dół, po czym mocnym szarpnięciem za włosy stanęłam na nogi.
Z ust wyrwał mi się niekontrolowany jęk.
Jednak Mike nie zwracał na to uwagi i obrócił mnie tak, że stałam plecami do jego umięśnionej klatki piersiowej. Lewym ramieniem otoczył boleśnie miejsce pod podbródkiem a, z prawej strony przyłożył do mojej szyi zimny nóż kuchenny.
W oczach zebrały mi się łzy. Tak miałam umrzeć? W domu, kiedy nikogo nie było i nikt nie mógł mi pomóc? Do tego z ręki brata?
Szarpałam się ale moje siły w porównaniu do jego były bardzo słabe. Poczułam jego ciepły oddech na uchu kiedy wyszeptał:
- Chcesz umrzeć szybko czy wolisz cierpieć?
Chciałabym przeżyć ty walnięty psychopato! Krzyknęłam w myślach. Ale wiedziałam że takiej prośby by nie przyjął. Zaczęłam gorączkowo analizować salon z nadzieją na jakąkolwiek pomoc. Nie trafiłam na nic ważnego ale nagle zatrzymałam się przy jednym ze zdjęć które stało na kominku. Tak wiem najgorszy moment na oglądanie zdjęć, ale to było coś co pomogło mi pozbierać myśli w jedno. Na zdjęciu byłam ja i Mike. Graliśmy w piłkę a do tego ja miałam gdzieś z 6 lat a Mike 10. Pamiętam te chwile idealnie. Bawiliśmy się tak, że ten kto ostatni dotknął piłki, a ta upadała na ziemię , przegrywał i był wyśmiewany przez wygraną osobę. Pamiętam jak Mike specjalnie, za mocno rzucił piłką w moją głowę. Siła odrzutu była dla mnie tak silna że upadłam na trawę. Chłopak zaczął się zaśmiewać, a ja naburmuszona obrzuciłam go wściekłym wzrokiem.
- Tak nie można! - skarżyłam się powoli wstając z trawy.
- Wszystkie chwyty dozwolone - powiedział Mike i wrócił do swojego zwycięskiego śmiechu.
Znów wróciłam do teraźniejszości w której mój brat trzymał nóż przy mojej szyi gotów swobodnie pociągnąć wzdłuż jej długości. Teraz wspomnienie ze zdjęcia wydawało mi się odległe i nie z tej epoki. Gdzie był mój kochany braciszek?
- Jakieś ostatnie słowa? - wyszeptał drażniąc moje ucho.
Pojedyncza łza spłynęłam po moim policzku. Straciłam go na dobre i powinnam się z tym pogodzić.
Teraz albo nigdy.
- Tak - wycharczałam - wszystkie chwyty dozwolone - zebrałam wszystkie swoje siły i wygięłam nogę uderzając Mike'a prosto w krocze.
Chłopak głośno jęknął, puszczając nóż i jednocześnie mnie dzięki czemu zerwałam się i pobiegłam do góry po schodach.
Mike jeszcze był w szoku a do tego ból był tak silny, że przykucnął na kolana nadal pojękując.
Podziękowałam sobie w duchu za to że w młodości ćwiczyłam gimnastykę.
Nie tracąc czasu wparowałam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Nie byłam pewna jak długo wytrzymają ale miałam nadzieję że zdążę zadzwonić po policję.
Dla pewności podstawiłam krzesło pod klamkę więc miałam jeszcze dodatkową ochronę.
Zaczęłam szukać telefonu. W szaleńczym biegu przeszukałam biurko łóżko, podłogę i każdą szafkę.
Pomyślałam gdzie on się podziewa i nagle sobie przypomniałam.
Zaklęłam w duchu.
Telefon swobodnie leżał na stoliku w salonie. No pięknie. I co teraz. Mam czekać aż Mike przyjdzie, wparuje mi do pokoju, i mnie zabije?
Moje serce znów przyspieszyło kiedy z dołu usłyszałam ciche kroki.
Cholera. Już się pozbierał. Czyli miałam mniej czasu niż myślałam.
Już zaczęłam myśleć o wyskoczeniu z okna gdy klamka zaczęła się obracać. Jednak nic to nie dało z powodu zamkniętego zamka i podstawionych drzwiach.
Ciche pukanie wypełniło pokój.
- Wiem że tam jesteś kochana - chwila strasznego milczenia. Starałam się nie oddychać jakby z nadzieją że w magiczny sposób zniknę - wiesz ze dużo czasu nie zajmie mi dostanie się tam.
Po tych słowach usłyszałam głośny huk. Wystraszona podskoczyłam a łzy zaczęły mi spływać po policzkach.
Mike jest silny. Wystarczy tylko żeby uderzył w drzwi jeszcze kilka razy a nawiasy puszczą. Wtedy już po mnie.
Podeszłam do okna i spojrzałam w dół. Było pewne, że sobie coś zrobię. A zraniona raczej nie dam rady szybko uciec.
Czyli tak czy inaczej mnie złapie.
Kolejny huk.
Cholera, gdzie jest mój ojciec? Przydałby się chociaż teraz kiedy grozi mi śmierć.
Jak na zawołanie drzwi frontowe ze skrzypieniem się otworzyły. Z ulgą odetchnęłam i podziękowałam Bogu że mnie wysłuchał i przysłał to tatę.
Ale nagle ogarnęło mnie przerażenie. Jeśli tata znów jest zapity to zginie na pewno bardzo szybko a w tym ja też. A do tego nie mogłam dopuścić.
- Megan?! - usłyszałam głęboki, szorstki głos z dołu.
Nagle w gardle stanęła mi gula wielkości piłeczki ping - pongowej. To nie był mój tata.
To był Harry.
Ale co on tu robił? Po co przyszedł? A przede wszystkim skąd on wiedział gdzie mieszkam?
Zadawałam sobie nieistotne pytania. Ważniejsze było to że Mike w każdej chwili mógł tam pobiec i go zaatakować.
- Czyżby twój chłopak? - usłyszałam ciche mruczenie tuż za drzwiami - pozwól, że pójdę się przywitać.
- Nie! - krzyknęłam przerażona ale niestety już za późno, ponieważ usłyszałam ciche kroki oddalające się od drzwi.
Po raz kolejny dzisiaj zaklęłam.
Jeśli zostanę tu w pokoju to najprawdopodobniej Mike zejdzie na dół i zaatakuje Harry'ego. Nie żebym sądziła, że Harry jest słaby ale Mike miał w końcu nóż.
Mój puls bił z zawrotną szybkością, a mózg starał się znaleźć odpowiednie wyjście z tej sytuacji.
Oczywiście takiego nie było.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu broni. Jednak oczywiście znów nie miałam nic przydatnego.
Nagle odczułam przemożną chęć chronienia Harry'ego. Czułam, że pod żadnym pozorem nie mogę tu zostać.
To ja miałam zginąć. Nie on.
W sekundzie podjęłam decyzję i szarpnęłam za krzesło przewracając je na bok. Otworzyłam zamek po czym w szalonym pędzie zbiegłam po schodach i znów znalazłam się w salonie.
Oczekiwałam głośnych hałasów, wrzasków i rozwalonego salonu po bójce ale nic takiego nie zastałam.
Salon był w nienaruszonym stanie tak jak sprzed 10 minut. Wszystko stało na swoim miejscu.
A w domu nadal nie było światła.
Wstrzymałam oddech i starałam się wyłapać choć najmniejszy dźwięk. W domu jednak panowała niezachwiana cisza.
Uniosłam zdziwiona brwi i zaczęłam się zastanawiać czy nie zwariowałam, ale uświadomiłam sobie, że wszystko ze mną w porządku słysząc skrzypienie drzwi kuchennych.
Popatrzyłam w ich stronę i odetchnęłam z ulgą widząc w nich Harry'ego.
- O Megan szukałem cię - uśmiechnął się ukazując dołeczki - drzwi były otwarte więc pomyślałem, że wejdę...
- Harry - przerwałam - to był zły pomysł przychodzić akurat teraz - podkreśliłam ostatnie słowo i rozejrzałam się badawczo po salonie poszukując Mike. Nigdzie go nie widziałam co bardziej podbudowywało moją wyobraźnię.
- Coś nie w porządku? - spytał idąc powoli w moją stronę.
- Nie... to znaczy tak... - przerwałam. Nie miałam czasu na wyjaśnienia trzeba było wyjść z tego domu póki Mike nie było w pobliżu - posłuchaj Harry musimy...
Nagle jakby z cienia pojawił się uśmiechnięty Mike tuż za Harrym. Krzyknęłam przeraźliwie a Harry jakby na znak odwrócił się patrząc za siebie. Akurat Mike podniósł rękę i zamachnął się na Harry'ego.
Chłopak był jednak szybszy, zwinnym ruchem kucnął i przeturlał się na bok.
- Co do... - powiedział patrząc zdziwiony na Mike'a.
- Cześć. My się chyba jeszcze nie znamy - uśmiechnął się i mocniej zacisnął pięść na rękojeści noża - jestem Mike.
Po tym rzucił się na niego i znów zamachnął. Harry tak jak wcześniej przeturlał się na bok i jak najszybciej stanął na nogi nie tracąc równowagi. Nie czekając na zaproszenie złożył rękę w pięść i zamachnął się z całej siły uderzając Mike w szczękę.
Siła odrzutu była tak silna że mój brat zatoczył się do tyłu ale szybko się otrząsnął znów ruszając na Harry'ego.
Tym razem Harry był gotowy. Gdy Michael był wystarczająco blisko, on wyciągnął długie ręce i złapał do za koszulkę obalając na podłogę.
Mike nie był na to gotowy i po sekundzie upuścił nóż.
Harry jednak nie zwrócił na to uwagi i usiadł na atakującym trzymając jego ciało udami. Złożył dłonie w pięści i zaczął okładać go pięściami tak szybko i mocno, że nie miał czasu nawet na mały oddech. Całe dłonie Harry'ego były pobrudzone krwią cieknącą z twarzy Mike'a.
Ja, jak słup soli stałam po prostu i patrzyłam na całe straszne zdarzenie. Nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku czy ruchu. Czułam się sparaliżowana sytuacją wyjętą jak z koszmaru.
Głośny jęk wyrwał mnie z zamyślań.
Teraz Harry był na dole, okładany przez Mike'a. On jednak starał się to blokować i uderzenia nie były tak silne.
Mike nie chcąc się męczyć nadal trzymał Harry'ego jedną ręką, a drugą sięgnął po nóż, który leżał od dłuższego czasu na podłodze. Gdy podniósł ostrze centralnie nad piersią Harry'ego moje sparaliżowanie minęło i mogłam się ruszać. Moje serce tłukło się boleśnie o klatkę nie mogąc znieść tych emocji.
Potem wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
Rzuciłam się jak szalona starając się zapobiec zabiciu, które mój brat chciał właśnie dokonać. Kiedy nóż był już kilka centymetrów od klatki piersiowej Harry'ego, chłopak zamknął oczy jakby godząc się na śmierć.
Ja się nie zgodziłam.
Rozbiegłam się i doskoczyłam do Mike'a zrzucając go swoim ciałem z ciała Harry'ego. Upadłam z impetem na podłogę razem z bratem.
Z ust Harry'ego wydobył się przeciągły jęk. Całkiem osłupiała odwróciłam się i szczerze odetchnęłam z ulgą widząc że chłopak żyje. Zanim podeszłam do Harry'ego odwróciłam się do Mike'a ale... już go nie było. Wystraszona zaczęłam się rozglądać po pokoju. Po chwili natrafiłam na otwarte drzwi frontowe. Mogłam przyrzec, że gdzieś w ciemnościach na ulicy mogłam dostrzec poruszenie jakiejś postaci.
_______________________________________________________
Kabuuum rozdział 17.
Uffff myślałam że nie skończę ale oto jest ;))
Chciałam tylko poprosić, czytających tego bloga o jedną rzecz:
Proszę komentuje rozdziały. Dla was to jest chwilka na napisanie komentarza a dla mnie to szczęście i pomoc w pisaniu kolejnych rozdziałów. Naprawdę.
Więc to tyle z mojej strony... kolejny rozdział już w toku ;))
Nagle odczułam przemożną chęć chronienia Harry'ego. Czułam, że pod żadnym pozorem nie mogę tu zostać.
To ja miałam zginąć. Nie on.
W sekundzie podjęłam decyzję i szarpnęłam za krzesło przewracając je na bok. Otworzyłam zamek po czym w szalonym pędzie zbiegłam po schodach i znów znalazłam się w salonie.
Oczekiwałam głośnych hałasów, wrzasków i rozwalonego salonu po bójce ale nic takiego nie zastałam.
Salon był w nienaruszonym stanie tak jak sprzed 10 minut. Wszystko stało na swoim miejscu.
A w domu nadal nie było światła.
Wstrzymałam oddech i starałam się wyłapać choć najmniejszy dźwięk. W domu jednak panowała niezachwiana cisza.
Uniosłam zdziwiona brwi i zaczęłam się zastanawiać czy nie zwariowałam, ale uświadomiłam sobie, że wszystko ze mną w porządku słysząc skrzypienie drzwi kuchennych.
Popatrzyłam w ich stronę i odetchnęłam z ulgą widząc w nich Harry'ego.
- O Megan szukałem cię - uśmiechnął się ukazując dołeczki - drzwi były otwarte więc pomyślałem, że wejdę...
- Harry - przerwałam - to był zły pomysł przychodzić akurat teraz - podkreśliłam ostatnie słowo i rozejrzałam się badawczo po salonie poszukując Mike. Nigdzie go nie widziałam co bardziej podbudowywało moją wyobraźnię.
- Coś nie w porządku? - spytał idąc powoli w moją stronę.
- Nie... to znaczy tak... - przerwałam. Nie miałam czasu na wyjaśnienia trzeba było wyjść z tego domu póki Mike nie było w pobliżu - posłuchaj Harry musimy...
Nagle jakby z cienia pojawił się uśmiechnięty Mike tuż za Harrym. Krzyknęłam przeraźliwie a Harry jakby na znak odwrócił się patrząc za siebie. Akurat Mike podniósł rękę i zamachnął się na Harry'ego.
Chłopak był jednak szybszy, zwinnym ruchem kucnął i przeturlał się na bok.
- Co do... - powiedział patrząc zdziwiony na Mike'a.
- Cześć. My się chyba jeszcze nie znamy - uśmiechnął się i mocniej zacisnął pięść na rękojeści noża - jestem Mike.
Po tym rzucił się na niego i znów zamachnął. Harry tak jak wcześniej przeturlał się na bok i jak najszybciej stanął na nogi nie tracąc równowagi. Nie czekając na zaproszenie złożył rękę w pięść i zamachnął się z całej siły uderzając Mike w szczękę.
Siła odrzutu była tak silna że mój brat zatoczył się do tyłu ale szybko się otrząsnął znów ruszając na Harry'ego.
Tym razem Harry był gotowy. Gdy Michael był wystarczająco blisko, on wyciągnął długie ręce i złapał do za koszulkę obalając na podłogę.
Mike nie był na to gotowy i po sekundzie upuścił nóż.
Harry jednak nie zwrócił na to uwagi i usiadł na atakującym trzymając jego ciało udami. Złożył dłonie w pięści i zaczął okładać go pięściami tak szybko i mocno, że nie miał czasu nawet na mały oddech. Całe dłonie Harry'ego były pobrudzone krwią cieknącą z twarzy Mike'a.
Ja, jak słup soli stałam po prostu i patrzyłam na całe straszne zdarzenie. Nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku czy ruchu. Czułam się sparaliżowana sytuacją wyjętą jak z koszmaru.
Głośny jęk wyrwał mnie z zamyślań.
Teraz Harry był na dole, okładany przez Mike'a. On jednak starał się to blokować i uderzenia nie były tak silne.
Mike nie chcąc się męczyć nadal trzymał Harry'ego jedną ręką, a drugą sięgnął po nóż, który leżał od dłuższego czasu na podłodze. Gdy podniósł ostrze centralnie nad piersią Harry'ego moje sparaliżowanie minęło i mogłam się ruszać. Moje serce tłukło się boleśnie o klatkę nie mogąc znieść tych emocji.
Potem wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
Rzuciłam się jak szalona starając się zapobiec zabiciu, które mój brat chciał właśnie dokonać. Kiedy nóż był już kilka centymetrów od klatki piersiowej Harry'ego, chłopak zamknął oczy jakby godząc się na śmierć.
Ja się nie zgodziłam.
Rozbiegłam się i doskoczyłam do Mike'a zrzucając go swoim ciałem z ciała Harry'ego. Upadłam z impetem na podłogę razem z bratem.
Z ust Harry'ego wydobył się przeciągły jęk. Całkiem osłupiała odwróciłam się i szczerze odetchnęłam z ulgą widząc że chłopak żyje. Zanim podeszłam do Harry'ego odwróciłam się do Mike'a ale... już go nie było. Wystraszona zaczęłam się rozglądać po pokoju. Po chwili natrafiłam na otwarte drzwi frontowe. Mogłam przyrzec, że gdzieś w ciemnościach na ulicy mogłam dostrzec poruszenie jakiejś postaci.
_______________________________________________________
Kabuuum rozdział 17.
Uffff myślałam że nie skończę ale oto jest ;))
Chciałam tylko poprosić, czytających tego bloga o jedną rzecz:
Proszę komentuje rozdziały. Dla was to jest chwilka na napisanie komentarza a dla mnie to szczęście i pomoc w pisaniu kolejnych rozdziałów. Naprawdę.
Więc to tyle z mojej strony... kolejny rozdział już w toku ;))