piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 17

Megan's POV 
W gardle stanęła mi gula a brzuch boleśnie się skręcił na tę wiadomość. Mike... Mój Mike... Tutaj? To by było spełnienie moich marzeń. Spełnienie moich próśb. Tyle razy myślałam o nim kiedy jeszcze mieszkał z nami. O jego ciepłym śmiechu, przyjemnych oczach i troską z jaką się do mnie odnosił. Mój kochany braciszek... Nie mogłam opisać szczęścia i ulgi jaka mnie wypełniała. 
Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy wypuszczając łzy które spłynęły mi po policzkach. 
Ale co on tu robił? Dlaczego po tak długim czasie nagle się pojawił? A skoro on żył to dlaczego nigdy nie próbował się ze mną skontaktować? Powiedzieć że żyje i żebym się nie martwiła... 
Odgoniłam szybko od siebie te myśli. Mój brat tu był. Odzyskałam go. To było najważniejsze. 
Otworzyłam oczy szeroko uśmiechnięta. 
- Gdzie on jest? Jak wygląda? Zmienił się? Proszę opowiedz mi każdy szczegół - potok pytań wyleciał z moich ust. Nie mogłam powstrzymać uczuć jakie mnie wypełniały. 
Kels jednak nie pałała takim entuzjazmem jak ja. A też była mu bliska. 
Jeszcze bardziej zmartwiło mnie jej milczenie którym mnie obdarzyła. Przestałam się uśmiechać. 
- Kels? Co się stało?
Jeszcze chwilę nie odpowiadała jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. 
- Nie sądzę żeby był powód do radości z jego powrotu. 
Całe szczęście wyparowało ze mnie niczym powietrze z przebitego balona. Jak to mam się nie cieszyć? Zadałam sobie inne pytanie. Dlaczego ONA się nie cieszy? 
Być może coś się stało co zraziło ją do Mike. Tylko co?
- Jak to? - zaśmiałam się ironicznie - mam się nie cieszyć z powrotu mojego brata? Mam się nie cieszyć, że osoba którą tak bardzo kocham pojawiła się po paru latach, kiedy myślałam że go już nigdy nie zobaczę? 
Dziewczyna spojrzała na mnie zła przymrużając oczy. Nie zwróciłam uwagi że od jakiegoś momentu na nią krzyczałam.
- To nie jest ta sama osoba! - krzyknęła sfrustrowana - a jak myślisz kto mi to mógł zrobić? - zapytała i pokazała na szyję. 
Popatrzyłam na siną szyję przyjaciółki. Tak bardzo się cieszyłam że mój brat jest w mieście, że nawet nie zwróciłam uwagi że zrobił jej krzywdę. 
Jezu... Mike on skrzywdził Kels... nie wierzę... nie mógł...
- Ale dlaczego on to zrobił? Przecież nie mógł cie tak bardzo skrzywdzić... 
- A jednak - przerwała mi zrezygnowana.  
Otworzyłam usta żeby odpowiedzieć ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Podparłam się szafki i złapałam za głowę. To po prostu wydaje się surrealistyczne. To że po paru latach Mike się pojawił. To że tak po prostu chciał skrzywdzić Kels. To się wydaje nie prawdziwe. Jak tylko pomyśle jak ta dwójka świetnie się bawiła za młodu to aż ściska mnie w żołądku. Nagle przed moimi oczami pojawiły się tak wyraźne wspomnienia, że miałam wrażenie że wydarzyły się kilka dni wcześniej a nie parę lat. Pamiętam jak Mike pomagał Kels  jeździć na rowerze, albo kiedy razem wspinali się na drzewo i śmiali kiedy ja nie potrafiłam się wspiąć. Wtedy wywoływało to we mnie złość ale teraz leciutko się uśmiechnęłam na te wspomnienia. 
Kiedy znów wróciłam do rzeczywistości w której bliska mi kiedyś osoba chciała skrzywdzić moją przyjaciółkę, z gardła wyrwał mi się cichy szloch. 
Dlaczego nie mogę odzyskać brata tak żeby było jak kiedyś?
Nigdy nie będzie tak samo, podsunął mi rozum.
Kels widząc mój smutek podeszła powoli i wzięła mnie w swoje ramiona. Wtuliłam się mocno w jej szyję i chwile łkałam aby wyzbyć się niepotrzebnych łez. 
Kiedy już z wolna się uspokoiłam, odsunęłam się od niej i posłałam słaby uśmiech. Ona też się uśmiechnęła. 
Przetarłam oczy wierzchem dłoni. 
- Opowiedz mi o waszym spotkaniu - poprosiłam - każdy szczegół. 
Kels kiwnęła głową. 
- Dobrze - pokazała na drzwi - ale chodźmy już do domu. Nie czuję się tu dobrze. 
- Chodźmy. 
* * *
Przez całą drogę Kels opowiadała mi o spotkaniu z Mikiem. Trudno było mi uwierzyć, że zachowywał się jak... psychopata. W całej tej zasranej historii najbardziej przeraziły mnie jego słowa: To co przeżyłaś to dopiero początek. Jaki początek? Co on zamierzał? Chciał ją dalej zastraszać? A nawet jeśli, to czemu?
Zadawałam sobie coraz to więcej pytań na które nie miałam odpowiedzi. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się pod domem. 
Stanęłam i spojrzałam na Kels. Podeszłam i przytuliłam ją dodając jej otuchy. 
- Dasz sobie radę? 
Kiwnęła głową. 
- Oczywiście czemu miałabym sobie nie poradzić? 
Wzruszyłam ramionami. 
- No bo wiesz... Mike... 
- Spokojnie - przerwała mi wpół zdania - chyba nie pamięta gdzie mieszkam, a nawet jeśli to mam zamek w drzwiach. 
Ostatni raz ją przytuliłam. 
- Uważaj na siebie dobrze? 
Posłała mi uśmiech powoli się oddalając. 
- Obiecuje. Ty też. 
Kiwnęłam i pomachałam jej by po chwili zniknąć za drzwiami mojego domu. Zapaliłam światła i rozejrzałam się po domu. 
- Halo! - krzyknęłam upewniając się że jest pusto. 
Tak właśnie było. A czego mogłam się spodziewać? Mojego taty który czeka na mnie w fotelu popijając kawę? 
Na tę myśl musiałam się zaśmiać, to było równie nie realne jak to... jak to że mój brat wrócił. 
Już miałam dość myśli o nim. Za każdym razem głowa bolała mnie coraz bardziej a wiedziałam że to dopiero początek. Miałam całą noc a to była wspaniała chwila na przemyślanie wszystkiego. A o czym innym mogłam myśleć niż o moim bracie?
Westchnęłam i pobiegłam do góry. Stwierdziłam że lepiej będzie jeśli się czymś zajmę, niż siedzieć i intensywnie nad wszystkim myśleć.  
Skierowałam się od razu do pokoju po pidżamę po czym wróciłam i weszłam do łazienki. Rzuciłam ciuchy gdzieś w kąt. 
Niechętnie podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. 
- Nie jest źle - powiedziałam do swojego odbicia, przesuwając palcem po rozmazanym tuszu do rzęs.  Przemyłam twarz i szybko wyskoczyłam ze swoich ciuchów. Weszłam pod prysznic i obmyłam całe ciało lodowatą wodą, dla ochłody i odprężenia umysłu. 
Po pięciu minutach wyszłam wytarłam się miękkim ręcznikiem i wskoczyłam w piżamy. Pomyślałam, że umyję zęby i położę się spać bez kolacji, ale mój brzuch zaprotestował głośnym burknięciem. Westchnęłam i wyszłam z łazienki znów schodząc na dół do kuchni. 
Każdy kto zostawał w tak wielkim domu sam mógł czuć się nieswojo i samotnie ale mi to wcale nie przeszkadzało. 
Kiedy człowiek zostaje tyle razy sam w domu może się przyzwyczaić.  
Weszłam do kuchni i zaczęłam myśleć co zjem. Odskoczyłam nagle kiedy całą kuchnię rozświetliło na chwilę białe światło. Jakim cudem nie usłyszałam burzy? Byłam aż tak zatopiona w swoich myślach że straciłam kontakt z rzeczywistością? Być może.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko. Na nic innego nie miałam ochoty. To był ten stan kiedy nie miałam najmniejszej ochoty jeść ale mój brzuch uporczywie burczał. Nie cierpiałam tego. 
Z szafki wyjęłam jakieś resztki czekoladowych kulek po czym wsypałam je do miski zalewając mlekiem. Wzięłam do ręki miskę chcąc pójść do pokoju spokojnie zjeść ale w tym samym momencie kuchnię znów rozświetlił jasny błysk. 
Głośno wrzasnęłam upuszczając miskę. Rozpadła się na miliony kawałeczków raniąc delikatnie moje bose stopy. Zignorowałam to. Bardziej mnie interesowała osoba która za mną stała z małym uśmiechem błąkającym się na twarzy. Odwróciłam się z bijącym sercem niczym młot pneumatyczny i wydusiłam: 
- Mike? 
Chłopak zaśmiał się głębokim głosem. Przez moje ciało przeszły dreszcze. Tak bardzo jego głos się zmienił... był nie do poznania. Ale wyczuwałam w nim coś znajomego... coś sprzed paru lat. 
- Cześć siostro. 
Na te słowa moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło. Jeśli to w ogóle możliwe. Całe moje emocje które dotąd utrzymywałam rozpadły się jak miska przed chwilą. Łzy poleciały z moich oczu strumieniami. Zanim pomyślałam co robię pobiegłam szybko do Mike'a i zarzuciłam mu ręce na szyję mocno się w niego wtulając. Nie mogłam tego powstrzymać. Moje serce aż bolało, tak bardzo rwało się do niego. Nie myślałam o tym że pojawił się w moim domu niespodziewanie ani że zrobił krzywdę Kels i był nieobliczalny. 
Właśnie trzymałam mojego brata w ramionach. Mogłam swobodnie wdychać jego zapach i tulić się do jego silnego i ciepłego ciała. O niczym innym nie marzyłam przez te parę lat. 
On również zaplótł silne ramiona wokół mojej tali i mocno do siebie przycisnął jakby myślał że zaraz zniknę. 
- Mike... - wyszeptałam szlochając i tuląc się do niego jak najmocniej. 
- Moja kochana Megan - wyszeptał chrapliwym głosem po czym pocałował mnie lekko w głowę nadal trzymając w ramionach. 
Nie potrafiłam nacieszyć się tą chwilą. To było wspaniałe. Ale nagle przed oczami stanęłam mi przestraszona twarz Kels oraz jej sina szyja. 
Dlaczego jej spotkanie z Mikiem wyglądało tak tragicznie a moje było jak wyciągnięte z marzeń? 
Kiedy znów chciałam swobodnie nacieszyć się ciepłem Mike'a przed oczami stanęła mi Kels z jeszcze brzydszym kolorem szyi. Czułam że moje serce czuje się fantastycznie przy utraconym bracie ale rozum stara mi się uświadomić jak bardzo wielki błąd popełniam. 
I wiem że rozum miał rację. 
Z wielkim ociąganiem odsunęłam się od Mike'a uważając na stłuczone szkło. Nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Pierwsze pytanie jakie wpadło mi do głowy to: 
- Jak się dostałeś do domu? 
Mike zaśmiał się. Nie mogłam powstrzymać uczucia szczęścia jakie odczuwałam kiedy tak wesoło się zaśmiewał. 
- Umie się to i owo. 
Ta odpowiedź według mnie była trochę niepokojąca ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Co według niego może znaczyć to i owo?  
- Mike nawet nie wiesz jak tęskniłam przez te wszystkie lata - powiedziałam nadal się uśmiechając. Oczywiście gdzieś w głębi bałam się być z nim teraz sama w domu ale moje szczęście przewyższało wszystko. Ignorowałam każdą złą myśl która miała czelność wpaść mi do głowy. Liczył się tylko on.
- Też się ciesze że cię widzę. 
On również przez cały czas się uśmiechał. Teraz myśl że skrzywdził Kels była bardzo odległa i nie rzeczywista. 
- Gdzie ty się przez ten cały czas podziewałeś, dlaczego nigdy nie mogłeś się ze mną skontaktować żeby dać znać że żyjesz? Nie wiesz co ja przeżywałam. 
Mike wzruszył ramionami unikając mojego wzroku. 
- Miałem nadzieję że o mnie zapomnisz. 
Zamrugałam zdziwiona. Jak on mógł myśleć że tak po prostu o nim zapomnę. Mike zawsze miał miejsce w moim sercu i zawsze je będzie tam miał. 
- Nigdy nie mogłabym o tobie zapomnieć - szepnęłam. 
- Lepiej żeby tak było. 
Cała ta piękna chwila po woli znikała wraz z moją nadzieją na odzyskanie brata. Po raz kolejny. 
- Dla... dlaczego tak mówisz? - zapytałam czując powoli przypływający strach. 
Dopiero teraz zauważyłam że światła w kuchni są zgaszone a pomieszczenie pogrążone jest w ciemnościach. 
Jednak potrafiłam dostrzec jak Mike powoli odwraca głowę w moją stronę a w jego oczach pojawia się dziwny błysk. 
- Nie chciałem cię wciągać w niektóre sprawy. 
Wstrzymałam oddech. To samo powiedział Kels. Mniej więcej. Naszła mnie straszna myśl. Prawie nie możliwa. 
- To samo powiedziałeś Kels - rzuciłam oskarżycielsko - i co? Też masz zamiar mnie zaatakować? - za późno pomyślałam co mówię.  
Zaśmiał się jakbym opowiedziała jakiś dobry żart. 
-Myślisz że mógł bym cię skrzywdzić? 
Zaczęłam powoli przesuwać się w stronę przełącznika światła nie tracąc kontaktu wzrokowego z chłopakiem. Nagle ciemności stały się bardzo przytłaczające. On jednak nie zwracała na to uwagi. 
- Byłam pewna że nie skrzywdzisz nigdy Kels... jej szyja... 
- Jej szyja mogła wyglądać bezpowrotnie jeszcze gorzej. 
Przez moje plecy przeszedł zimny dreszcz. Jak on mógł tak mówić? 
- Jak możesz mówić takie rzeczy? - teraz wiedziałam, że zignorowanie tego, że wszedł do mnie do domu to był bardzo zły pomysł. Nie czułam teraz szczęścia tylko paraliżujący strach. Jednak byłam coraz bliżej włącznika światła. Nie wiem czemu ale myśl o zapaleniu światła dodawała mi otuchy. 
Kiedy byłam wystarczająco blisko sięgnęłam dyskretnie ręką i przesunęłam włącznik. Jednak nic się nie stało. W pomieszczeniu była taka cisza, że pstryknięcie głucho wypełniło całą kuchnie. 
Zaklęłam pod nosem.
Na marne majstrowałam przy włączniku z myślą że w magiczny sposób światło się zapali. Najwyraźniej burza wywaliła korki. 
- Czyżby światło nie działało? - zapytał nazbyt wesoło Mike. 
Patrzyłam coraz bardziej wystraszona na chłopaka który nie ruszał się z miejsca. To było jeszcze bardziej przerażające, kiedy stał tak bezruchu i nie mogłaś przewidzieć co zrobi. 
Nagle kuchnie rozświetlił kolejny błysk. Wystarczyła sekunda żebym zobaczyła niesamowicie ciemne oczy Mike'a, dziwny uśmiech na ustach i ... słaby blask za plecami.  
Mój żołądek wywinął koziołka a serce zaczęło bić tak mocno że zabolała mnie klatka piersiowa. 
Teraz byłam pewna że trzymanie Mike'a w moim domu to był ogromny błąd. 
Mike trzymał za plecami mój największy kuchenny nóż. 
Zaczęłam zaprzeczająco kiwać głową jak  i powoli wycofywać się do wyjścia z kuchni. 
- Nie... Mike proszę - błagałam patrząc to na niego to na niesamowicie ogromny nóż w jego dłoni. 
- Chodź do mnie siostro. 
Po tych słowach gwałtownie się zerwał i pobiegł w moją stronę. Moja reakcja była natychmiastowa. Zerwałam się do szalonego biegu. Pierwsza myśl jaka mi wpadła do głowy to wybiec z domu ale moje nogi jakby w popłochu chciały zanieść mnie na schody. Skoczyłam na pierwszy schodek, ale zaraz upadłam jak długa, tracąc na chwilę oddech. Szybko się jednak otrząsnęłam i spojrzałam wściekła na rękę na mojej kostce. Rzucałam się wściekle aby uwolnić się z żelaznego uścisku ale na marne. Zostałam pociągnięta w dół,  po czym mocnym szarpnięciem za włosy stanęłam na nogi.  
Z ust wyrwał mi się niekontrolowany jęk. 
Jednak Mike nie zwracał na to uwagi i obrócił mnie tak, że stałam plecami do jego umięśnionej klatki piersiowej. Lewym ramieniem otoczył boleśnie miejsce pod podbródkiem a, z prawej strony przyłożył do mojej szyi zimny nóż kuchenny. 
W oczach zebrały mi się łzy. Tak miałam umrzeć? W domu, kiedy nikogo nie było i nikt nie mógł mi pomóc? Do tego z ręki brata? 
Szarpałam się ale moje siły w porównaniu do jego były bardzo słabe. Poczułam jego ciepły oddech na uchu kiedy wyszeptał:
- Chcesz umrzeć szybko czy wolisz cierpieć?
Chciałabym przeżyć ty walnięty psychopato! Krzyknęłam w myślach. Ale wiedziałam że takiej prośby by nie przyjął. Zaczęłam gorączkowo analizować salon z nadzieją na jakąkolwiek pomoc. Nie trafiłam na nic ważnego ale nagle zatrzymałam się przy jednym ze zdjęć które stało na kominku. Tak wiem najgorszy moment na oglądanie zdjęć, ale to było coś co pomogło mi pozbierać myśli w jedno. Na zdjęciu byłam ja i Mike. Graliśmy w piłkę a do tego ja miałam gdzieś z 6 lat a Mike 10. Pamiętam te chwile idealnie. Bawiliśmy się tak, że ten kto ostatni dotknął piłki, a ta upadała na ziemię ,  przegrywał i był wyśmiewany przez wygraną osobę. Pamiętam jak Mike specjalnie, za mocno rzucił piłką w moją głowę. Siła odrzutu była dla mnie tak silna że upadłam na trawę. Chłopak zaczął się zaśmiewać, a ja naburmuszona obrzuciłam go wściekłym wzrokiem. 
- Tak nie można! - skarżyłam się powoli wstając z trawy. 
- Wszystkie chwyty dozwolone - powiedział Mike i wrócił do swojego zwycięskiego śmiechu. 
Znów wróciłam do teraźniejszości w której mój brat trzymał nóż przy mojej szyi gotów swobodnie pociągnąć wzdłuż jej długości. Teraz wspomnienie ze zdjęcia wydawało mi się odległe i nie z tej epoki. Gdzie był mój kochany braciszek? 
- Jakieś ostatnie słowa? - wyszeptał drażniąc moje ucho. 
Pojedyncza łza spłynęłam po moim policzku. Straciłam go na dobre i powinnam się z tym pogodzić. 
Teraz albo nigdy. 
- Tak - wycharczałam - wszystkie chwyty dozwolone - zebrałam wszystkie swoje siły i wygięłam nogę uderzając Mike'a prosto w krocze. 
Chłopak głośno jęknął, puszczając nóż i jednocześnie mnie dzięki czemu zerwałam się i pobiegłam do góry po schodach. 
Mike jeszcze był w szoku a do tego ból był tak silny, że przykucnął na kolana nadal pojękując. 
Podziękowałam sobie w duchu za to że w młodości ćwiczyłam gimnastykę. 
Nie tracąc czasu wparowałam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Nie byłam pewna jak długo wytrzymają ale miałam nadzieję że zdążę zadzwonić po policję. 
Dla pewności podstawiłam krzesło pod klamkę więc miałam jeszcze dodatkową ochronę. 
Zaczęłam szukać telefonu. W szaleńczym biegu przeszukałam biurko łóżko, podłogę i każdą szafkę. 
Pomyślałam gdzie on się podziewa i nagle sobie przypomniałam. 
Zaklęłam w duchu. 
Telefon swobodnie leżał na stoliku w salonie. No pięknie. I co teraz. Mam czekać aż Mike przyjdzie, wparuje mi do pokoju, i mnie zabije? 
Moje serce znów przyspieszyło kiedy z dołu usłyszałam ciche kroki. 
Cholera. Już się pozbierał. Czyli miałam mniej czasu niż myślałam. 
Już zaczęłam myśleć o wyskoczeniu z okna gdy klamka zaczęła się obracać. Jednak nic to nie dało z powodu zamkniętego zamka i podstawionych drzwiach. 
Ciche pukanie wypełniło pokój. 
- Wiem że tam jesteś kochana - chwila strasznego milczenia. Starałam się nie oddychać jakby z nadzieją że w magiczny sposób zniknę - wiesz ze dużo czasu nie zajmie mi dostanie się tam. 
Po tych słowach usłyszałam głośny huk. Wystraszona podskoczyłam a łzy zaczęły mi spływać po policzkach. 
Mike jest silny. Wystarczy tylko żeby uderzył w drzwi jeszcze kilka razy a nawiasy puszczą. Wtedy już po mnie. 
Podeszłam do okna i spojrzałam w dół. Było pewne, że sobie coś zrobię. A zraniona raczej nie dam rady szybko uciec. 
Czyli tak czy inaczej mnie złapie. 
Kolejny huk. 
Cholera, gdzie jest mój ojciec? Przydałby się chociaż teraz kiedy grozi mi śmierć. 
Jak na zawołanie drzwi frontowe ze skrzypieniem się otworzyły. Z ulgą odetchnęłam i podziękowałam Bogu że mnie wysłuchał i przysłał to tatę.
Ale nagle ogarnęło mnie przerażenie. Jeśli tata znów jest zapity to zginie na pewno bardzo szybko a w tym ja też. A do tego nie mogłam dopuścić. 
- Megan?! - usłyszałam głęboki, szorstki głos z dołu. 
Nagle w gardle stanęła mi gula wielkości piłeczki ping - pongowej. To nie był mój tata. 
To był Harry. 
Ale co on tu robił? Po co przyszedł? A przede wszystkim skąd on wiedział gdzie mieszkam?
Zadawałam sobie nieistotne pytania. Ważniejsze było to że Mike w każdej chwili mógł tam pobiec i go zaatakować. 
- Czyżby twój chłopak? - usłyszałam ciche mruczenie tuż za drzwiami - pozwól, że pójdę się przywitać.
- Nie! - krzyknęłam przerażona ale niestety już za późno, ponieważ usłyszałam ciche kroki oddalające się od drzwi. 
Po raz kolejny dzisiaj zaklęłam. 
Jeśli zostanę tu w pokoju to najprawdopodobniej Mike zejdzie na dół i zaatakuje Harry'ego. Nie żebym sądziła, że Harry jest słaby ale Mike miał w końcu nóż. 
Mój puls bił z zawrotną szybkością, a mózg starał się znaleźć odpowiednie wyjście z tej sytuacji.
Oczywiście takiego nie było.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu broni. Jednak oczywiście znów nie miałam nic przydatnego. 
Nagle odczułam przemożną chęć chronienia Harry'ego. Czułam, że pod żadnym pozorem nie mogę tu zostać. 
To ja miałam zginąć. Nie on. 
W sekundzie podjęłam decyzję i szarpnęłam za krzesło przewracając je na bok. Otworzyłam zamek po czym w szalonym pędzie zbiegłam po schodach i znów znalazłam się w salonie. 
Oczekiwałam głośnych hałasów, wrzasków i rozwalonego salonu po bójce ale nic takiego nie zastałam. 
Salon był w nienaruszonym stanie tak jak sprzed 10 minut. Wszystko stało na swoim miejscu. 
A w domu nadal nie było światła. 
Wstrzymałam oddech i starałam się wyłapać choć najmniejszy dźwięk. W domu jednak panowała niezachwiana cisza. 
Uniosłam zdziwiona brwi i zaczęłam się zastanawiać czy nie zwariowałam, ale uświadomiłam sobie, że wszystko ze mną w porządku słysząc skrzypienie drzwi kuchennych. 
Popatrzyłam w ich stronę i odetchnęłam z ulgą widząc w nich Harry'ego. 
- O Megan szukałem cię - uśmiechnął się ukazując dołeczki - drzwi były otwarte więc pomyślałem, że wejdę... 
- Harry - przerwałam - to był zły pomysł przychodzić akurat teraz - podkreśliłam ostatnie słowo i rozejrzałam się badawczo po salonie poszukując Mike. Nigdzie go nie widziałam co bardziej podbudowywało moją wyobraźnię. 
- Coś nie w porządku? - spytał idąc powoli w moją stronę. 
- Nie... to znaczy tak... - przerwałam. Nie miałam czasu na wyjaśnienia trzeba było wyjść z tego domu póki Mike nie było w pobliżu - posłuchaj Harry musimy... 
Nagle jakby z cienia pojawił się uśmiechnięty Mike tuż za Harrym. Krzyknęłam przeraźliwie a Harry jakby na znak odwrócił się patrząc za siebie. Akurat Mike podniósł rękę i zamachnął się na Harry'ego. 
Chłopak był jednak szybszy, zwinnym ruchem kucnął i przeturlał się na bok. 
- Co do... - powiedział patrząc zdziwiony na Mike'a. 
- Cześć. My się chyba jeszcze nie znamy - uśmiechnął się i mocniej zacisnął pięść na rękojeści noża - jestem Mike. 
Po tym rzucił się na niego i znów zamachnął. Harry tak jak wcześniej przeturlał się na bok i jak najszybciej stanął na nogi nie tracąc równowagi. Nie czekając na zaproszenie złożył rękę w pięść i zamachnął się z całej siły uderzając Mike w szczękę. 
Siła odrzutu była tak silna że mój brat zatoczył się do tyłu ale szybko się otrząsnął znów ruszając na Harry'ego. 
Tym razem Harry był gotowy. Gdy Michael był wystarczająco blisko, on wyciągnął długie ręce i złapał do za koszulkę obalając na podłogę. 
Mike nie był na to gotowy i po sekundzie upuścił nóż. 
Harry jednak nie zwrócił na to uwagi i usiadł na atakującym trzymając jego ciało udami. Złożył dłonie w pięści i zaczął okładać go pięściami tak szybko i mocno, że nie miał czasu nawet na mały oddech. Całe dłonie Harry'ego były pobrudzone krwią cieknącą z twarzy Mike'a.
Ja, jak słup soli stałam po prostu i patrzyłam na całe straszne zdarzenie. Nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku czy ruchu. Czułam się sparaliżowana sytuacją wyjętą jak z koszmaru. 
Głośny jęk wyrwał mnie z zamyślań. 
Teraz Harry był na dole, okładany przez Mike'a. On jednak starał się to blokować i uderzenia nie były tak silne. 
Mike nie chcąc się męczyć nadal trzymał Harry'ego jedną ręką, a drugą sięgnął po nóż, który leżał od dłuższego czasu na podłodze. Gdy podniósł ostrze centralnie nad piersią Harry'ego moje sparaliżowanie minęło i mogłam się ruszać. Moje serce tłukło się boleśnie o klatkę nie mogąc znieść tych emocji. 
Potem wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. 
Rzuciłam się jak szalona starając się zapobiec zabiciu, które mój brat chciał właśnie dokonać. Kiedy nóż był już kilka centymetrów od klatki piersiowej Harry'ego, chłopak zamknął oczy jakby godząc się na śmierć. 
Ja się nie zgodziłam. 
Rozbiegłam się i doskoczyłam do Mike'a zrzucając go swoim ciałem z ciała Harry'ego. Upadłam z impetem na podłogę razem z bratem. 
Z ust Harry'ego wydobył się przeciągły jęk. Całkiem osłupiała odwróciłam się i szczerze odetchnęłam z ulgą widząc że chłopak żyje. Zanim podeszłam do Harry'ego odwróciłam się do Mike'a ale... już go nie było. Wystraszona zaczęłam się rozglądać po pokoju. Po chwili natrafiłam na otwarte drzwi frontowe. Mogłam przyrzec, że gdzieś w ciemnościach na ulicy mogłam dostrzec poruszenie jakiejś postaci.  





_______________________________________________________ 


Kabuuum rozdział 17. 
Uffff myślałam że nie skończę ale oto jest ;)) 
Chciałam tylko poprosić, czytających tego bloga o jedną rzecz: 
Proszę komentuje rozdziały. Dla was to jest chwilka na napisanie komentarza a dla mnie to szczęście i pomoc w pisaniu kolejnych rozdziałów. Naprawdę. 
Więc to tyle z mojej strony... kolejny rozdział już w toku ;)) 

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 16

Zaczęło kręcić mi się w głowie. Czarne gwiazdki skakały mi przed oczami więc musiałam parę razy zamrugać. Miałam ogromną nadzieje, że obudzę się z jakiegoś złego koszmaru albo po prostu zemdleje. Nic z tych rzeczy się nie stało. Serce waliło mi jak młotem o klatkę piersiową i z trudnością oddychałam. Wbiłam mocno paznokcie w skórę żeby odgonić łzy wzbierające w oczach. 
Nie mogłam w to uwierzyć. Osoba która dla mnie była  tak cholernie ważna nagle pojawiła się po tylu latach. 
Jak miałam to odebrać?
Miałam się cieszyć? Być zła? 
Pokręciłam głową. Jak na razie nie byłam zdolna żeby odgadnąć moje uczucia więc skupiłam się na osobie stojącej przede mną. 
Chłopak był naprawdę wysoki. Mogłam spokojnie stwierdzić, że przewyższał mnie o głowę. Jego włosy były kruczoczarne postawione na żel. Tak samo jak włosy jego oczy były ciemne, wręcz czarne. Na lekko różowych ustach błąkał się lekki uśmiech. Patrząc na jego usta zauważyłam że w prawym, dolnym kąciku ust ma kolczyk. Skanując dalej jego wygląd zeszłam niżej. Na obojczyku miał tatuaż. Nie mogłam stwierdzić dokładnie jaki ale widziałam jakieś napisy. Zwykła czarna bluzka opinała jego bicepsy oraz mięśnie brzucha. Na biodrach luźno wisiały zwykłe spodnie a na stopach miał buty za kostkę. 
Nie mogłam powstrzymać myśli która znienacka wkradła mi się do głowy, że  jest naprawdę przystojny. 
Zdenerwowana odgoniłam tą myśl. Trudno mi było pomyśleć, że aż tak się zmienił przez te lata. 
Nagle zdałam sobie sprawę, że tak samo jak ja, chłopak taksował mnie wzrokiem. Potrząsnęłam głową i spojrzałam w jego oczy. Przez moje ciało przeszło nieprzyjemne uczucie strachu. Otuliłam się ramionami próbując znaleźć jakieś słowo na tą sytuacje. Już otwierałam usta ale natychmiast je zamknęłam. Miałam duży problem z zaczęciem rozmowy. Miałam mu tyle to powiedzenia a jednocześnie nic. 
Chłopak widząc moje bezowocne próby rozpoczęcia rozmowy sam podjął się tego zadania.
- Tęskniłaś? - zapytał rozkładając ręce jakby chciał mnie przytulić. Wzdrygnęłam się kiedy usłyszałam jego głos. Tyle lat... On był taki... dorosły. Jego głęboki i szorstki głos mógł być wręcz przyjemny dla uszu. 
- Tęskniłam kiedy jeszcze miałam nadzieję, że wrócisz - szepnęłam zachrypniętym głosem. Nie wiem czemu ale cały czas unikałam jego spojrzenia. Nie chciałam... nie. 
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko. 
- Nadzieja umiera ostatnia nie prawda Kelsi? - jego uśmiech zbladł jakby pomyślał o jakimś smutnym wydarzeniu. Jednak szybko się otrząsnął i spojrzał na mnie kpiąco - oczekiwałem innej reakcji.  
Parsknęłam. 
- Niby jakiej? - popatrzyłam na niego kręcąc głową - myślałeś, że rzucę ci się w ramiona lub będę się cieszyć? 
- Być może. 
Znów parsknęłam. Zmienił się również pod względem charakteru. Kiedyś nie był tak bardzo egoistyczny i pewny siebie. Kim jest ten człowiek? 
- Po co tu przyjechałeś? 
Zaśmiał się. 
- Nie cieszysz się z mojego przybycia? 
Wciągnęłam powietrze czując jak cała buzuje. Po długim czasie wylałam na jego swoją złość. 
- Oczywiście, że nie! Kiedy byłeś nam potrzebny ty tak po prostu odszedłeś - krzyczałam coraz bardziej nakręcając się. Słowa leciały z moich ust prawie zlewając się w jedno ale zignorowałam to. Mogłam się nareszcie wyżyć - parę lat przesiadywałam noce i dnie myśląc tylko o tym co się stało! Czułam się zła i samotna, chciałam żebyś znalazł się obok mnie przytulił i powiedział że wszystko jest w porządku ale tak nie było bo znikłeś! - Odetchnęłam i spróbowałam opanować nerwy. Zaczęłam znów szeptać jakbym się bała że ktoś mnie usłyszy po tym całym krzyczeniu - oczywiście że tęskniłam, ale kiedy przywykłam że cie nie ma, a ty nagle się zjawiłeś... ja nie mogłam... - urwałam czując jak łzy cisną mi się do oczu. Powstrzymałam szloch i spojrzałam na niego. 
Trudno było cokolwiek z jego twarzy odczytać. Była jak z kamienia. Żadnych uczuć. Przeraziło mnie to ale nie ruszyłam się czekając na jego odpowiedź. 
- Wiem, że was skrzywdziłem - powiedział obojętnym głosem. Jego oczy pociemniały - ale miałem ważniejsze sprawy. 
Lekko odrzuciłam głowę do tyłu zdziwiona jego odpowiedzią. Sprawy? 
- O czym ty mówisz? 
On jednak nie raczył nawet na mnie spojrzeć. Jakbym w ogóle nic nie powiedziała. Znów się zdenerwowałam. 
- O czym... 
Wybuchnął jak wulkan. 
- To nie jest twoja zasrana sprawa! 
Wystraszona cofnęłam się. Co takiego wywołało jego złość? 
Zacisnęłam pięści. Nie będę się przed nim płaszczyć.
- Jak nie moja!? Byłeś moim przyjacielem! Mam prawo wiedzieć! 
Uśmiechnął się i zaczął iść w moją stronę. 
- No właśnie. Byłem. 
Był coraz bliżej. Ogarnął mnie strach i zaczęłam się wycofywać. Natychmiast się zatrzymałam gdy poczułam za sobą stoły. On szedł dalej. Przełknęłam ślinę. 
- A więc... kim jesteś?
Nie zauważyłam kiedy stał już kilka centymetrów od mojej twarzy. Stanowczo za blisko. 
Wzruszył ramionami. 
- Nie wiem. Mogę być dla ciebie każdym - jego oczy pociemniały - ale na pewno nikim pozytywnym. 
Gwałtownie szarpnął ręką i złapał mnie za szyję. Tlen którym swobodnie przed chwilą oddychałam teraz uwiązł mi w gardle. Zadławiłam się i spojrzałam na jego zaciśniętą rękę. Rzucałam się próbowałam uwolnić od jego uścisku ale tylko pogarszałam sytuację. Łzy stanęły mi w oczach. 
- Zwa... riowa... łeś? - wysapałam przerażona zamykając oczy żeby wypuścić ciepłe łzy. 
Zaśmiał się tak głośno, że poczułam wibrowanie w ręce w której mnie trzymał. 
- Nigdy nie byłem bardziej normalny - warknął i ścisnął mnie jeszcze bardziej. Teraz już dusiłam się naprawdę. Zaraz zmiażdży mi tchawice i umrę. Mam pięć sekund.
Ja nie chce umierać. 
1
2
3
4...
Puścił mnie. 
Upadłam na kolana i zaczęłam łapać powietrze jakbym się bała, że może mi uciec. Dotknęłam szyi i się skrzywiłam. Zostanie ślad. 
Chłopak podszedł i schylił się nade mną. Patrzył na mnie jak na robala.  
- To co przeżyłaś to dopiero początek - uśmiechnął się i odwrócił na pięcie wychodząc z sali. 
Jeszcze długi czas siedziałam na podłodze nie wiedząc co się właściwie stało. 
Nagle zaświtała mi pewna myśl. Raczej pewna osoba. Natychmiast się podniosłam podtrzymując się stołu żeby nie upaść. Ruszyłam do drzwi sali i wyszłam na hol. Szłam powoli przez korytarze masując swoją nadal obolałą szyję. Martwiłam się o Megan. Wiedziałam a nawet czułam że gdzieś tu jest, ponieważ gdyby wyszła dowiedziałabym się o tym od razu. Albo by mi to po prostu przekazała albo napisała sms. Samo przeczucie że coś z nią nie tak męczyło mnie odkąd znikła za drzwiami z przyjaciółką Amandy. Zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem chłopak nie złapał ją przede mną i nie zrobił jej krzywdy. To było mało możliwe zważając na okoliczności, ale po tym co mi zrobił czułam, że mógł zrobić wszystko. 
Jezu gdyby Megan coś się stało nie wybaczyłabym sobie...
Jak na zawołanie przed oczami zaczęły mi skakać jak przewracane kartki przez wiatr wizje tego jak chłopak zaciąga ją gdzieś na tyły budynku i ogłusza albo zostawia z poderżniętym gardłem...
Strach znów wypełnił moje ciało. Krzyknęłam nawołując Megan. Cisza. 
Skręciłam w najbliższy korytarz i powtórzyłam czynność. Tak jak wcześniej panowała niezmącona cisza. Zaczęłam się niepokoić ale nie dałam temu uczuciu zawładnąć całym moim ciałem. 
Wycofałam się i weszłam w kolejny korytarz. Zawołałam dziewczynę. Kiedy oczekiwałam że znów odpowie mi cisza, w dali usłyszałam cichutkie nawoływanie. Poderwałam się i wbiegłam głębiej w korytarz. Kiedy znalazłam się na skrzyżowaniu zawołałam ponownie. 
Odpowiedź była głośniejsza i wyraźniejsza. Pobiegłam w prawo i od razu połapałam się gdzie znajduje się moja przyjaciółka. 
Składzik. 
Zdziwiona podeszłam do drzwi i spojrzałam przez okienko. Na szczęście na podłodze siedziała zwinięta w kłębek Meg. 
- Megan - szepnęłam z westchnieniem.
Dziewczyna poderwała głowę do góry i uśmiechnęła się z ulgą. Dźwignęła się na nogi i również podeszła do okienka.
- Kels - w jej głosie można było usłyszeć ulgę. 
- Dziewczyno jak ty się tu znalazłaś? - zapytałam zdziwiona z nutką rozbawienia w głosie. 
Megan sapnęła. 
- Potem będzie czas na wyjaśnienia - uderzyła w drzwi - teraz lepiej mnie uwolnij. 
- Te drzwi są zamknięte na klucz? - spytałam i uderzyłam się w głowę analizując te słowa. 
Megan uśmiechnęła się ironicznie i przechyliła głowę na bok. 
- Nie ja po prostu siedzę tu sobie bo mi tu wygodnie, a teraz chce żebyś mi tylko otworzyła drzwi żebym mogła zwyczajnie wyjść.
Przewróciłam oczami. Ten komentarz był zbędny. 
- Mam wsuwkę - sięgnęłam po małą czarną wsuwkę która trzymała niesforne kosmyki i klęknęłam przy drzwiach. Wsadziłam ja w dziurkę od drzwi i zaczęłam coś kręcić. Wątpiłam żeby udało mi się to otworzyć ale warto było spróbować. 
- Jak ci idzie - spytała stając na palcach żeby uchwycić to co robię. 
- Zamknij się - szepnęłam. 
Gdy usłyszałam kliknięcie zwycięsko się podniosłam i otworzyłam drzwi Megan. Spojrzała na mnie i kiwnęła uznająco głową. 
- Całkiem nieźle. 
- Dzięki. 
Szeroko się uśmiechnęła i nadal na mnie patrzyła. Nagle jej uśmiech zbladł. Przez jej twarz przeleciał cień strachu i zmartwienia.
- Kels - wyszeptała - coś ty... co z twoją szyją... 
Natychmiast zrozumiałam o co chodzi i odruchowo złapałam się za szyję. Mogłam stwierdzić bez patrzenia że ma nieprzyjemny odcień. 
- A to... - westchnęłam i spuściłam wzrok. Jak ja miałam przekazać jej tą informacje? Wiedziałam że miałam dwa wyjścia. Powiedzieć jej i nie powiedzieć. I doskonale wiedziałam że tak czy inaczej prawda może ją zaboleć ale niewiedza też może nie być przyjemna. Stwierdziłam że ją poinformuje o tym ale, nie miałam pojęcia od czego zacząć. 
Zaczęłam nerwowo drapać się po głowie i szukać punktu zaczepienia dla mojego wzroku. Megan to zauważyła i zaczęła się niepokoić. 
- Kels o co chodzi? 
Jeszcze raz zebrałam myśli i nastawiłam się psychicznie i fizycznie żeby jej to powiedzieć. Spojrzałam jej w oczy. 
- Musimy się stąd natychmiast zabierać. Nie wiem czy on tu dalej jest ale to naprawdę niebezpieczne. On jest niebezpieczny... 
Megan zmarszczyła brwi. 
- Kto jest niebezpieczny? - westchnęła wystraszona - czy ten ON zrobił ci to - pokazała na moją szyję. 
Kiwnęłam leciutko głową unikając jej spojrzenia. Wiedziałam że zaraz będę musiała wyjawić jej prawdę która nie będzie dla niej łatwa. Tak jak dla mnie. 
- Kto ten ON? - kiedy milczałam dziewczyna się zdenerwowała. Ponowiła swoje pytanie - kto? 
Nabrałam powietrza i wypowiedziałam słowa które mi ciążyły. 
- Twój brat. Mike on... wrócił.

środa, 21 maja 2014

Rozdział 15

- Kels... Ej Kels... KELS!!! - usłyszałam głośny krzyk Megan. Zamrugałam oczami. Dziewczyna przyglądała mi się badawczo jakby myślała ze wariuje.
- Co - mruknęłam rozdrażniona.
- Jak to co?! Stoisz jak zahipnotyzowana na środku holu i na nic nie reagujesz.. 
Rozglądnęłam się. Faktycznie tak jak wcześniej stałam na środku korytarza. Kilka przechodzących uczniów rzucało nam dziwne spojrzenia.
Walcie się.
Kiedy otworzyłam usta żeby odpowiedzieć, Megan wpadła mi w słowa.
- Poza tym co to była za akcja z Niallem w klasie? - podrapała się po głowie i głęboko odetchnęła - jesteś moją przyjaciółką jeśli coś się dzieje możesz mi powiedzieć - spojrzała na mnie z troską i przyciszyła głos - martwię się o ciebie.
Spuściłam głowę i spojrzałam na swoje buty.
Gdybym sama wiedziała o co chodzi...
Podniosłam głowę i popatrzyłam na Megan. Zamiast odpowiedzi złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę swojej szafki.
- Ja sama nie wiem co się teraz dzieje - pokręciłam głową i otworzyłam szafkę - ostatnio moje życie to jakiś chaos ale... - wyciągnęłam książkę i zamknęłam drzwiczki - jest okej.
Odwróciłam się i ruszyłam przez korytarz w stronę klasy. Dziewczyna podbiegła i dotrzymała mi kroku. Najwidoczniej mi nie uwierzyła że jest okej.
Sama nie wierzyłam.
- A co z Niallem?
Przygryzłam wnętrze policzka wzdychając.
- Zwykła kłótnia - wzruszyłam ramionami.
Dziewczyna przez chwilę badawczo mi się przyglądała ale po chwili się poddała i wypuściła powietrze.
- W razie czego wiesz gdzie mieszkam - szeroko się uśmiechnęła.
Również się uśmiechnęłam i mocno ją przytuliłam. Dobrze jest mieć kogoś takiego jak Meg.
Chcąc podtrzymać rozmowę odwróciłam się do dziewczyny.
- A może gdzieś dzisiaj wyjdziemy? Tak dawno razem nigdzie nie byłyśmy - westchnęłam i klasnęłam w ręce - a może centrum?
Pokiwała przecząco głową.
- Nie mogę.
Przystanęłam i spojrzałam na nią pytająco.
- Bo?
- Pamiętasz że jutro jest bal? - pokiwałam głową czekając na dalsze wyjaśnienia - ponieważ nie było nikogo kto się chciał zgłosić pani Smith zmusiła mnie to tej roboty - fuknęła i założyła ręce na wznak.
- Och. No trudno - wydęłam usta łapiąc się za boki - może nie będzie tak nudno jak ci się zdaje.
Puściłam jej oczko drażniąc ją. Na jej twarzy nagle wykwitł uśmiech złośliwości i triumfu.
Oho. To nie wróży nic dobrego.
- Spokojnie nie będę się nudzić - wygięła palce robiąc przy tym hałas łamanych kości. Wzdrygnęłam się - wzięłam cię na ochotnika. Jesteśmy w tym razem.
Zmrużyłam oczy i odetchnęłam.
Zabiję ją kiedyś. Na pewno..
- Mam ciekawsze zajęcia.
- Niall poczeka.
Zmierzyłam ją najbardziej lodowatym spojrzeniem na jakie mnie było stać. Moje wszystkie zajęcia nie obejmowały TYLKO Nialla.
Chyba.
Kiedy chciałam rzucić jakąś ripostę zadzwonił dzwonek. Bez słowa ruszyłyśmy pod klasę.
Tak minął mi cały dzień. Na szczęście Nialla nie było na żadnych kolejnych lekcjach. Najwyraźniej musiał uciec ze szkoły. Też miałam taką ochotę jednak moi rodzice byli bardziej surowi niż się wydaje. Przestałam o tym myśleć i wróciłam do rzeczywistości.
Właśnie zmierzałyśmy pod salę gimnastyczną. W między czasie wyjęłam telefon i sprawdziłam godzinę. 16:00.
Zanim się obejrzałam już stałyśmy pod salą gimnastyczną. Pierwsza zrobiłam krok i otworzyłam duże podwójne drzwi. Weszłam do środka i gwałtownie się zatrzymałam. Po chwili stanęła obok mnie Megan. Patrzyłam lekko zmieszana i zdziwiona na swobodnie krzątające się po sali Amandę i Jessie. Kiedy nas zobaczyły złośliwie się uśmiechnęły i do nas pomachały.
- Co wy tutaj robicie - spytałam czując jak buzuje mi krew.
- Jak to co? Rozwieszamy dekoracje - Amanda zatoczyła w powietrzu kółko pokazując salę.
- Widzę. Ja się pytam DLACZEGO tu jesteście - warknęłam.
- No wiesz nie chciałyśmy was zostawiać same z tą całą robotą więc.. jesteśmy - szeroko się uśmiechnęła i odeszła kręcąc biodrami.
Odetchnęłam i potarłam skroń.
Jeszcze mi ich do szczęścia brakuje.
- Ile zajmie nam ta robota - szepnęłam do Megan.
Wzruszyła ramionami.
- Może z 3 godziny.
Przewróciłam oczami i rzuciłam torbę gdzieś w kąt podwijając rękawy.
Im szybciej się do tego zabiorę tym szybciej to się skończy. 
Oczywiście nie było tak jak powiedziałam. Czas rozciągał mi się niemiłosiernie. Kiedy miałam wrażenie że siedzę w szkole 5 godzin okazało się że minęły zaledwie 2. 
Westchnęłam sfrustrowana. 
Jednak cała robota była już prawie skończona. Nad drzwiami wisiał wielki napis ogłaszający zimowy bal. Całe sufity i okna były pokryte serpentynami w różnych kolorach i balonami. Z przodu sali była scena z dwoma mikrofonami i dwoma krzesłami gdzie miały się znaleźć korony króla i królowej. Z tyłu było ustawione kilka krzeseł i stołów ale więcej miejsca poświęciłyśmy na parkiet do tańca. Z prawej strony pod oknami rozciągały się połączone ławki na których miało znaleźć się jedzenie. Brakowało jedynie obrusów. 
Odruchowo spojrzałam na stoły. Najwyraźniej Jessie musiała to zauważyć bo szybko podbiegła do Megan i złapała ją z rękę. 
- To może my pójdziemy po obrusy co Megi? Chodź. Zaraz wrócimy - zaćwierkała i nie dała dojść słowa nikomu z dziewczyn. Po chwili zniknęły za drzwiami. Zerknęłam na nie współczując Megan. I samej sobie. W końcu zostałam sama z Amandą. Oparłam się o stoły i w milczeniu czekałam na dziewczyny. Amanda podeszła do stołów. 
- A więc - mruknęła jeżdżąc palcem po ławkach - jak ci się układa z Niallem? 
- A co cie to za przeproszeniem interesuje? - warknęłam odsuwając się od stołów a przede wszystkim od niej. 
Zaśmiała się. 
- Chcę ci tylko uświadomić żebyś na niego uważała. 
Zamrugałam zdziwiona jej informacją. 
- Przepraszam? 
Znów się zaśmiała. 
- Powinnaś mi być wdzięczna. Po prostu musisz być czujniejsza bo... może to się źle skończyć nawet dla ciebie. 
Tym razem ja parsknęłam śmiechem. 
- Dobrze się czujesz Amando? Niby w jakim sensie mam na niego uważać? 
Uśmiech zniknął z jej twarzy. W jednej sekundzie spoważniała i spuściła wzrok. 
- Możesz to rozumieć jak chcesz - podniosła głowę. W jej oczach przez chwilę dostrzegałam współczucie i strach. Zmarszczyłam brwi. Dlaczego ona mnie ostrzega? I przed czym? - zanim się zorientujesz stanie się coś złego. On jest zdolny do wszystkiego. 
Otworzyłam usta żeby coś odpowiedzieć. Ale co? Natychmiast je zamknęłam. Czułam że w mojej głowie toczy się walka. Amanda mnie nienawidzi. Ja ją. Więc nawet gdyby mi coś groziło ona by tylko patrzyła z uniesioną głową i uśmieszkiem przylepionym do twarzy. A teraz stoi przede mną i każe mi uważać. Być może to jej jakaś gierka lub żart w którym mnie upokorzy. Jednak jej twarz była poważna i naprawdę wystraszona. Może to nie było aż tak widoczne ale potrafiłam rozpoznać uczucia innych ludzi nawet jak ich nie okazywali.  Amanda wydawała się być wystraszona ale starała się udawać twardą i pewną siebie. Nie była. Na pewno nie w tym momencie. Wtedy przypomniałam sobie jej ostatnie słowa. ON. Czyli kto? 
- Zaraz - szepnęłam - jaki ON? 
Amanda nie zareagowała. Stała i patrzyła na mnie jakbym w ogóle się nie odezwała. Cisza wydawała mi się trwać w nieskończoność. Kiedy już myślałam że odpowie ona po prostu odwróciła się na pięcie i wyszła szybkim krokiem nie oglądając się za siebie. Pozostałam w swoim miejscu na sali całkiem sama z natłokiem myśli. 

Megan's POV 

- Ałć Jessie wolniej. 
Próbowałam się wyrwać z uścisku Jessie która szła przede mną kilka kroków szybciej i ciągła za sobą wbijając paznokcie w moją skórę co jakiś czas. Jak na taką dziewczynę była silna. Albo ja słaba. Co chwila oglądałam się za siebie modląc się żeby po drodze spotkać jakiegoś nauczyciela, Kels, albo chociażby sprzątaczkę. Kogokolwiek. Nie chciałam z nią zostawać sama. Zważając na to że zachowywała się dosyć dziwnie. Była bardzo poważna. Mogłabym powiedzieć że wystraszona. Tylko dlaczego? 
Nie mogłam pomyśleć bo znów poczułam wbijające się paznokcie w moją skórę. Warknęłam wewnętrznie starając się wyrwać. Znów nic. Przez cała drogę do składzika Jessie nie odezwała się nawet słowem. Kiedy puściła mnie pod drzwiami złapałam się za nadgarstek i go rozmasowałam. Sięgnęła do kieszeni i rzuciła mi pęk kluczy. 
- Trzeci od lewej - wskazała głową klucze. 
- Ale dlaczego ty... 
- Dostałam wiadomość - przerwała i poklepała się po kieszeni gdzie trzymała telefon. Zmarszczyłam brwi. Mogłam przysiąc że nic nie słyszałam. Jednak tak jak mnie prosiła wzięłam trzeci kluczyk i otworzyłam składzik. Spojrzałam na nią. Podniosła głowę znad telefonu i odebrała klucze. Uśmiechnęła się przepraszająco. 
- Możesz wziąść obrusy - podniosła telefon - ważna sprawa. 
Kiwnęłam głową i weszłam do składzika. Zaczęłam się rozglądać za obrusami. Dokoła mnie znajdowały się mopy, szczotki, wiadra i jakieś detergenty których nazw nie znałam ale nie było nigdzie tego czego szukałam. 
- Jessie przypadkiem nie po... 
Trzask zamykanych drzwi i przekręcanie klucza przerwało moje pytanie. Gwałtownie się odwróciłam i zamarłam. Zamknęła mnie w składziku. Tak po prostu. Jednak rozluźniłam się i podeszłam powoli do drzwi śmiejąc się. 
- Okej Jessie było zabawnie ale teraz wypuść mnie. 
Kiedy ona stała ze spuszczona głową i milczała opanował mnie przestrach. Uderzyłam w drzwi. 
- Jessie wypuść mnie! Natychmiast! 
W odpowiedzi pokręciła głową przysłaniając twarz włosami. 
- Dlaczego? - szepnęłam już łagodniej. 
Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Podniosła głowę. Teraz to widziałam. W jej oczach krył się prawdziwy strach. Teraz kiedy jej emocje nie wytrzymały mogłam to jawnie stwierdzić. 
- Ja nie chcę tego robić - szepnęła - ale on mi to kazał. Groził mi. Ja się... ja się po prostu boję - pokręciła głową. Po jej policzkach spłynęły kolejne łzy. 
- Jessie proszę powiedz o co ci chodzi? Kogo się boisz,ktoś cię zastrasza? - na jej odpychające spojrzenie jęknęłam - prooszę.
Chwilę stała w ciszy. Kiedy podniosła głowę jej twarz była mokra od łez ale patrzyła z większą determinacją. Pokręciła głową. 
- Przepraszam Megan. 
Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Po chwili pobiegła. 
- Nieeee! Jessie, proszę wróć! Jessie! - uderzyłam w drzwi pięścią - cholera!  
Odwróciłam się i złapałam szczotkę. Uderzyłam kilka razy w drzwi. Fuknęłam. Na co liczyłam? Że kilka razy uderzę i uchylą się w magiczny sposób? 
Zamachnęłam się i walnęłam z całej siły w drzwi. Szczotka złamała się na pół. Wzięłam głęboki oddech i uderzyłam nogą w drzwi. Nic.
Zrezygnowana usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę. Zaczęłam zawodzić i wołać o pomoc. 
- Kels! - wrzasnęłam - przoszę!!! Ktokolwiek! Jestem w składziku! 
Cisza. 
Zamknęłam oczy i westchnęłam. Pojedyncza łza spłynęła mi wolno po policzku. 
- Kels - szepnęłam. 
Już nic więcej nie powiedziałam. Odcięłam się od rzeczywistego świata i zamknęłam się w klatce głęboko w swoich myślach. 

Kels POV 

Po raz chyba setny drżącą ręką sprawdzałam godzinę. Jessie i Megan nie ma już pół godziny. Czyżby przyjaciółka Amandy mogła zrobić coś Meg? 
Zacisnęłam pięści. 
Niemożliwe. Ona jest słaba. Poza tym nie ma powodów jej krzywdzić więc to odpada. Ale to nie zmienia faktu że nadal ich niema. Po raz kolejny sprawdziłam godzinę. Zaczęłam nerwowo tupać i krążyć po sali. Amandy też nie było. Może Megan się urwała i poszła do domu? Może też już powinnam iść? 
Rozum jednak podpowiadał mi że to nie najlepszy pomysł. Więc zostałam. 
Podskoczyłam kiedy niespodziewanie dostałam sms. Szybko wyjęłam telefon z nadzieją że to Megan. Kiedy otworzyłam skrzynkę najpierw mnie sparaliżowało a potem poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. 
Od: Nieznany.
Do: Kels  
Mała, biedna Kels została sama. Nie boisz się tutaj być. Bez nikogo? Bez żadnego człowieka? Bez żadnej pomocy? ... 
Moje serce zaczęło szaleńczo galopować. Ścisnęłam telefon w ręce i zaczęłam się kręcić wokół własnej osi kilka razy żeby niczego nie przegapić. A raczej nikogo. 
Ale w sali byłam tylko ja. W takim razie skąd ta osoba wiedziała gdzie jestem? 
Poczułam wibrowanie w prawej ręce. 
Kolejny sms. 
Otworzyłam skrzynkę drżącą ręką. 
Od: Nieznany.
Do: Kels 
Myślisz że tak po prostu mnie zobaczysz? Zabawne... 
Tym razem ścisnęłam komórkę ogarnięta nie strachem lecz wściekłością. Żywą furią. Miałam dość ukrywania się i łkania przed tym kimś. Tak po protu ktoś postanowił mnie dręczyć. Ale ja nie mam zamiaru już się kulić. Przede wszystkim. Chce wiedzieć kto to jest. 
- No proszę! - krzyknęłam rozglądając się po całej sali - widzę że fajnie się bawisz. Podoba ci się kiedy mnie krzywdzisz prawda? Może dowiem się z kim mam do czynienia czy będziesz mnie potajemnie dręczył jak jakiś szary kutas? No dawaj! Pokaż na co cię stać. 
Dyszałam z wściekłości. Byłam pewna że pałam do tej osoby czystą nienawiścią. Chciałam wiedzieć kto to jest. Stanąć z tą osobą twarzą w twarz i pokazać że się nie boje. 
Czekałam w ciszy nadal kręcąc się wokół siebie. 
Gdy stałam plecami do drzwi frontowych usłyszałam pisk otwierania. Serce mi przyspieszyło. Zacisnęłam pięści i odwróciłam się do drzwi. 
Zamarłam.
Nie. To mało powiedziane. 
Ja w tym momencie straciłam świadomość i prawie grunt pod nogami. Nigdy bym się nie spodziewała go tu spotkać. Nie teraz. Kiedy już się pogodziłam... 
Z moich ust wyrwał się szloch. Pokręciłam głową i spojrzałam mu w oczy. 
- Mike...
Uśmiechnął się.
- Witaj Kelsi.

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 14

Bip, bip, bip. Otworzyłam oczy i spojrzałam w prawo na zegarek. Lekko... jeśli można to tak nazwać zepchnęłam go z szafki w wyniku czego wyleciały baterie. Nie miałam najmniejszej ochoty iść do szkoły. Z jednej strony bo to po prostu szkoła a z drugiej bo Niall. Jednak wiedziałam że tak czy inaczej muszę wstać więc niechętnie zwlekłam się z łóżka. Wyjęłam jakieś przypadkowe ciuchy i poszłam do łazienki. Zanim weszłam pod prysznic spojrzałam na moje odbicie w lustrze podpierając się rękoma umywalki. Byłam niewyspana i miałam wielkie wory pod oczami. Takie są efekty niespania do 3:00 w nocy... a dlaczego? Niall. Gdybym nie przejmowała się nim mogłabym się wyspać i stałabym tu teraz pełna życia, uśmiechnięta gotowa na wszystko. A obecnie czuję się słaba i nie mam ochoty na nic.
Wskoczyłam pod prysznic. Chłodne krople odrobinę mnie odprężyły i rozluźniły. Kiedy wyszłam otuliłam się ręcznikiem po czym włożyłam naszykowane ciuchy i rozczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone. Złapałam czarny tusz i lekko przejechałam po rzęsach. Gdy byłam gotowa cicho zeszłam po schodach z przewieszoną torbą adidas przez ramię do korytarza. Nie miałam ochoty na nic do jedzenia. Wsunęłam moje tenisówki na stopy i ubrałam skórzaną kurtkę i wyszłam. Chłodne poranne powietrze uderzyło w moją twarz lekko ją ochładzając. Wyjęłam telefon z kieszeni i sprawdziłam godzinę. 7:30. Czyli nie muszę się spieszyć. Włożyłam różowe słuchawki do uszu i spokojnie ruszyłam w stronę domu Meg.  Powoli spacerowałam omijając znane mi uliczki. Zakręciłam w prawo i już dostrzegłam z daleka morelowy dom mojej przyjaciółki. Przyspieszyłam trochę kroku i już stałam przed jej drzwiami. Dzisiaj chciałam wyjątkowo zapukać ale nie zdążyłam bo drzwi się otworzyły na cała szerokość a z nich wyskoczyła Megan.
- O cześć Kels - rzuciła mi się na szyje mocno mnie przytulając.
- No hej - powiedziałam trochę markotnie. Zaraz po tym szybko się uśmiechnęłam. Na szczęście Megan nic nie zauważyła.
Kiedy się przywitałyśmy ruszyłyśmy wzdłuż ulicy do szkoły.
- No więc co jutro ubierasz? - popatrzyła na mnie pełna entuzjazmu. Spojrzałam na nią lekko zdezorientowana.
- No... pewnie to co zwykle czyli rurki, bluzkę...
- O matko. Kels, ja mówię o balu - zmarszczyła brwi lekko rozbawiona.
- O balu? - powtórzyłam bezmyślnie.
- Bal przedświąteczny dla trzecich klas. Zapomniałaś? - wyrzuciła ręce w górę.
Ano tak... bal. Pamiętam jak rozmawiałam o nim z Megan w czerwcu kończąc drugą klasę. Byłyśmy takie podekscytowane. No Meg nadal jest. Ja całkowicie o nim zapomniałam. Tyle wydarzyło się w tym czasie...
- Więc? - położyła ręce po obu stronach bioder i popatrzyła na mnie czekając na odpowiedź.
- Em... nie ależ skąd jakbym mogła a... kiedy on jest? - zapytałam lekko się rumieniąc.
Megan spuściła ręce i przymknęła oczy.
- Tak jak mówiłam jutro - chwilę myślała po czym popatrzyła się w moją stronę - z kim chcesz iść?
Stanęłam. Faktycznie o tym nie myślałam ale jak mogłam skoro dzisiaj się dowiedziałam że już jutro bal? Oczywiście pierwsza osoba która wpadła mi do głowy to Niall. Ale nie wiem czy chciałby ze mną iść po tej kłótni...
Wsunęłam ręce do kieszeni kurtki i kopnęłam najbliższy kamień wzruszając ramionami.
- Nie wiem. Nie jestem nawet pewna czy ktoś by chciał ze mną iść - spojrzałam na swoje buty i cicho się zaśmiałam.
Megan nabrała powietrza i pokręciła głową.
- Oczywiście że tak - szeroko się uśmiechnęła - nawet wiem kto. Niall.
Nie zdziwiłam się. Wiedziałam że mi go zaproponuje jako pierwszego.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - wyjęłam rękę z kieszeni i przeczesałam palcami włosy - wczoraj się pokłóciliśmy.
Uśmiech zszedł z twarzy Megan. Najwidoczniej się zdziwiła bo spojrzała na mnie dużymi niebieskimi oczami.
- Coś poważnego?
Wydęłam usta zastanawiając się nad odpowiedzią. Uważam że to nic poważnego jednak nie wiem co Niall myśli.
- Myślę że nic - znów wzruszyłam ramionami.
Megan lekko przekrzywiła głowę i mocno mnie objęła.
- Jestem pewna że się pogodzicie - puściła mnie wsadzając ręce do kieszeni - widać gołym okiem że mu na tobie zależy.
Blado się uśmiechnęłam patrząc na asfalt i trochę na Meg.
- Wiem... chyba...
Potem już nie rozmawiałyśmy. Droga do szkoły minęła nam w niecałe 15 minut. Kiedy stanęłyśmy pod budynkiem wypuściłam powietrze z ust. Fakt że zaraz zobaczę Nialla trochę mnie przytłaczał. Po chwili zebrałam się w sobie i pewnym krokiem ruszyłam za Meg. Akurat zapomniałam że teraz jest lekcja na której muszę siedzieć własnie z nim. Pani go przesadziła bo parę razy jej podpadł. No tak. Gdy skończyłam o tym myśleć usłyszałam dzwonek ogłaszający lekcje. Ruszyłyśmy z Megan pod klasę a po chwili ujrzałam JEGO. Moje serce momentalnie przyspieszyło a po plecach przebiegł zimny dreszcz... matko... co się ze mną dzieje? 
Pokręciłam głową i włożyłam ręce do kieszeni patrząc na podłogę. Nie chciałam na niego patrzeć ale nie mogłam utrzymać spuszczonego wzroku jakby pod klasą stało coś czego nigdy w życiu nie widziałam.
Odwróciłam w tamtą stronę wzrok a Niall jak na komendę również się odwrócił. W jego spojrzeniu nie było ciepła  jak zawsze tylko złość i smutek. Poczułam lekkie ściśnięcie w sercu na samą myśl że jest na mnie zły. Nagle przemknęła koło mnie nauczycielka otwierając klasę. Już po chwili siedziałam w ławce obok Nialla. Nie czułam się komfortowo wręcz przeciwnie. Co chwilę się kręciłam starając nie patrzeć w jego stronę. Chłopak nie za bardzo zwracał na mnie uwagę ale czasami spoglądał w moją stronę. Kiedy nauczycielka skończyła coś mówić odwróciła się do tablicy i coś zaczęła pisać. Wzięłam długopis i zaczęłam notować.
- Masz zamiar mnie unikać czy się nie odzywać? - wyszeptał beznamiętnie.
Nabrałam powietrza i odpowiedziałam mu nadal patrząc na zeszyt.
- Mogę i to i to.
Usłyszałam jak wzdycha i również kręci się na krześle.
- To ja powinienem być zły a nie ty - przejechał palcami po włosach i pierwszy raz na mnie spojrzał - poza tym nie denerwuj mnie nie mam humoru.
Lekko się wyprostowałam patrząc na niego z uniesioną brwią. Skoro ma zły humor to dlaczego ze mną rozmawia? Nikt mu nie każe.
- No oczywiście pan Niall ma zły dzień więc wszyscy muszą cierpieć przez jego humorki - poruszyłam rękoma w powietrzu i wywróciłam oczami.
- O co ci chodzi - warknął wyraźnie zdenerwowany.
- O nic - wzruszyłam ramionami rysując coś w zeszycie.
- Tak. O nic tak jak wczoraj? - spojrzał na mnie pytająco zaciskając usta w wąską kreskę.
- Zachowywałeś się jak zazdrosny kretyn - wymamrotałam nadal rysując po zeszycie.
- Och tak zawsze możesz wziąść telefon i wyżalić się Louisowi - wyrzucił ręce w górę.
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na niego z urazą. Nie powiedział nic wyjątkowego ale zabolało.
- Nie zabronisz mi z nim pisać - wysyczałam czując jak się denerwuję.
- Żebyś się nie zdziwiła - złośliwie się uśmiechnął dając mi do zrozumienia że ma większa władzę nade mną niż mi się wydaje.
A tak nie jest.
-To twój przyjaciel - spojrzałam na niego wzrokiem pełnym dezaprobaty. 
- Jeśli będzie konieczność to mu wpierdolę - niemal warknął.
Teraz to mnie zamurowało. Zamrugałam kilka razy zastanawiając się co w niego wstąpiło. Miałam nadzieję że to żart jednak jego wzrok był solidny a twarz kamienna. Kiedy czułam że opuszcza mnie paraliż ogarnęła mnie złość. Jeśli uważa że będzie mnie kontrolował to grubo się pomylił.
Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam na niego wściekłym wzrokiem.
- Zachowujesz się jak kutas - widząc jego ostrzegawczy wzrok każdy normalny człowiek by się uciszył jednak ja również byłam wściekła i mogłam mu powiedzieć co myślę - nie będziesz mnie kontrolował. Będę pisać z kim chce, robić co chce i zachowywać się tak jak JA chce. To że mnie raz pocałowałeś to nie daje ci prawa żebyś kontrolował moje życie.
Kiedy skończyłam zrozumiałam że cała klasa się na nas patrzy. Wyglądało na to że już dawno przestałam mówić szeptem. Nie obchodziło mnie to. Widziałam teraz tylko twarz Nialla. Wiedziałam że przesadziłam. Nie powinnam tego mówić bo w jakiś sposób mu zależało na mnie a mi na nim. Jednak to powiedziałam. I czasu nie cofnę.
Całkowicie nie spodziewałam się po nim takiej reakcji. Gwałtownie poderwał się z krzesła łapiąc mnie stanowczo za mocno za nadgarstki. W jego oczach niemal widziałam płomień. Moje serce wykonało salto. Mocno zacisnęłam zęby powstrzymując łzy.
- Proszę bardzo mogę być kutasem, wybacz że jestem zazdrosny bo mi zależy ale nie przychodź do mnie kiedy będziesz miała problem... - nabrał powietrza a jego twarz złagodniała jednak wiedziałam że nadal jest wściekły - jesteś teraz z tym sama.
Puścił moje obolałe nadgarstki i bez słowa wyszedł z klasy trzaskając drzwiami. Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć jednak słowa ugrzęzły mi w gardle. Wszyscy w ciszy patrzyli się na mnie szepcząc coś między sobą. Spojrzałam na Meg. Patrzyła na mnie współczująco. Lekko pokręciła głową. Gwałtownie się odwróciłam. Bez zastanowienia chwyciłam plecak i również wybiegłam z klasy. Przemierzałam pusty hol wołając Nialla. Chodziłam po każdym zakątku szkoły ale nigdzie go nie było... 
Nigdzie.
Stanęłam na środku korytarza upuszczając torbę obok. Po chwili poczułam coś mokrego na twarzy. Dotknęłam policzka i zrozumiałam że płaczę. Nie mogłam nic na to poradzić. Pokręciłam głową i pobiegłam do łazienki trzaskając drzwiami. Spojrzałam w lustro. Miałam czerwone oczy a na policzkach były małe ślady łez. Odsunęłam się od umywalki weszłam do kabiny i osunęłam się na podłogę. Schowałam głowę w kolana i zaczęłam płakać.
Najgorsze było to że byłam na niego wściekła ale własnie do niego chciałam się przytulić. Co za ironia losu...
Po paru minutach kiedy się już uspokoiłam wstałam i wyszłam z kabiny. Spojrzałam na swoje odbicie. Oczy już nie były tak czerwone jak wcześniej. Nabrałam zimnej wody i opłukałam twarz. Nie mogę się załamać. Będzie dobrze. Powtarzałam sobie to kłamstwo w między czasie sprawdzając godzinę. 9:30. Zostało 10 minut do dzwonka. Podeszłam do drzwi i niepewnie wyjrzałam na korytarz. Wiedziałam że gdy spotkam Megan zasypie mnie tysiącem pytań. Nie miałam ochoty jej odpowiadać ale nie mogłam od niej uciec lub kłamać. Źle się czułam z tym że nasze kontakty opierały się jedynie na rozmowie w szkole. Czułam że to moja wina. Mój wolny czas opierał się tylko na spotkaniach z Niallem. A może to znak żebym dała sobie z nim spokój? Może powinnam zacząć go unikać? Rozum podpowiadał mi że to chyba najlepszy pomysł. Jednak gdy tylko ON wdarł mi się do głowy wszystko się buntowało przeciwko zdrowemu rozsądkowi. To jest jak siła magnetyczna która mnie do niego przyciąga. Kiedy już jestem pewna że go znam nagle pokazuje swoje zupełnie inne oblicze. Ile ich może mieć? 
Wtedy się okazuje że tak naprawdę go nie znam a to sprawia że mam ochotę dowiedzieć się kim on naprawdę jest. Nie potrafię go wyrzucić z mojej głowy tak po prostu. Chce przy nim zostać pomimo tego czy będę szczęśliwa czy zraniona. 
Może chce być zraniona.
Może chce żeby on również poczuł do mnie to co ja do niego czuje.
Czy ja coś do niego czuje?

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 13

*** miesiąc później ***
- To chcesz te placki czy nie !? - usłyszałam głośny głos z dołu.
- Nie dzięki mamo ! - odkrzyknęłam poprawiając włosy. Dokładnie za 15 minut miał przyjść Niall. Mamy pouczyć się do jutrzejszego sprawdzianu z chemii. A ja obecnie stoję na środku pokoju ze ścierką w ręce, przede mną leży sterta nieposkładanych ubrań , łóżko jest niepościelone a na nim jest laptop i pusta paczka czipsów. Biurko jest zawalone papierami nawet nie wiem jakimi. Do tego przez przypadek wylałam wodę, jestem w samej piżamie z roztrzepanymi włosami na wszystkie strony świata. Można powiedzieć że jestem w ciemnej dupie.
Nie zwlekając podbiegłam do biurka zbierając wszystkie kartki przy okazji rzucając okiem na kalendarz. 
Minął dokładnie miesiąc od... wypadku. Policja już nie raz zabierała mnie i innych na przesłuchanie w sprawie wypadku. Najczęściej pytali jak to się stało i czy możemy podejrzewać kto to zrobił. Oczywiście nie powiedziałam nic skoro sama nie jestem pewna tego co widziałam. Jeśli mi się przewidziało? Jeśli tylko coś sobie wyobrażam? Jeśli to był tylko przypadek?
Nic nie dzieje się przez przypadek, dodał mój umysł.
Oczywiście że nie ale co jeśli człowiek widzi coś czego nie chce widzieć? Wtedy wariuję i wyobraża sobie wszystko.
Kiedy skończyłam o tym myśleć pokój już był czysty. Szeroko się uśmiechnęłam i w szybkim tempie się ubrałam i doprowadziłam do ładu. 
Gdy byłam gotowa usłyszałam dzwonek do drzwi. 
Zbiegłam ze schodów i ostatni raz poprawiłam włosy. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam blondyna z plecakiem przewieszonym przez ramię. Szeroko się uśmiechnęłam i ucałowałam go w policzek.
Szczerze mówiąc ten wypadek miał swoje plusy. Zżyłam się z chłopakami... i Niallem.
Pokochałam tych wariatów i staram się każdą wolną chwile spędzać własnie z nimi.
Jednak z Niallem jest trochę inaczej. Czuję się tak jakby miedzy nami była jakaś niewidzialna więź, która nie pozwala nam się rozstać choćby na jeden dzień. To tak jakby przez parę dni nie spać. W końcu musisz zasnąć inaczej się wykończysz.
Po prostu nie wyobrażam sobie dnia bez jego uśmiechu, spojrzenia... nie potrafię.
Niall stał się moją codziennością a jego jego.
- Wszystko w porządku? - otrząsnęłam się i spojrzałam na leżącego na łóżku Nialla.
- Co? - zapytałam jeszcze nie do końca ogarnięta.
- Pytałem czy wszystko w porządku. Od 5 minut stoisz i patrzysz się nie wiadomo gdzie - zaśmiał się i założył ręce za głowę. 
Wyglądał tak seksownie że przez chwile nie mogłam myśleć racjonalnie. Jego szary T-shirt idealnie opinał się na mięśniach brzucha a roztrzepane włosy sprawiały że był bardziej pociągający. 
Pokręciłam głową. Nie mogłam zaprzeczyć że takie myśli miałam coraz częściej.
- Kels przestań się na mnie gapić i idź się uczyć. Muszę od kogoś ściągać - lekko przymrużył oczy i przeciągle ziewnął.
Pokręciłam głową i wyjęłam książkę z szafki.
- Chciałbyś. Sam masz się uczyć a nie tylko ja - burknęłam.
- No chyba ty - odwrócił się na drugą stronę łóżka leżąc do mnie plecami.
Oczywiście ta odpowiedź nie miała najmniejszego sensu ale przyzwyczaiłam się do jego niezbyt normalnych rozmów.
Pewnym krokiem podeszłam do Nialla i mocno uderzyłam go w głowę książką. Od razu się zerwał.
- Za co?! 
- Tak sobie - schyliłam się po plecak i wepchnęłam mu w ręce - wyjmij książkę i się ucz lamo.
- Sama jesteś lamą. Wiesz mam inny pomysł - szeroko się uśmiechnął i oddał mi swój plecak - ty się ,,edukuj'' - zrobił dziwny znak palcami w powietrzu - a ja pójdę coś zjeść.
Już kierował się do drzwi ale szybko go złapałam za nadgarstek i przyciągnęłam do siebie.
- Nigdzie nie idziesz. Dostaniesz jedzenie jeśli będziesz wszystko umiał - szeroko się uśmiechnęłam i poklepałam go po policzku.
- Chcesz mnie głodzić? - zapytał wyraźnie rozbawiony.
- To dla twojego dobra - pokiwałam głową i podałam mu książkę.
- Jesteś okrutna - zasmucił się i odebrał ode mnie podręcznik od chemii.
Nasza wspólna nauka zazwyczaj tak wyglądała.
Niall jest zły. Niall jest głodny. Niall jest smutny.
Tak czy inaczej zawsze kończymy na dole w kuchni jedząc wszystko z lodówki. To by chyba wyjaśniało moje pięć jedynek w ciągu miesiąca. 
Leżąc na łóżku obok Nialla zaczęłam czytać. Jednak już po 10 minutach poczułam że boli mnie krzyż. Lekko podniosłam głowę i ułożyłam na torsie chłopaka. Nie miał nic przeciwko bo poczułam że się uśmiecha. 
Kiedy zaczęłam już skupiać się na pierwiastkach usłyszałam jak coś upada na ziemię z hukiem. Spojrzałam w miejsce hałasu i zobaczyłam książke Nialla od chemii.
Za nim zdążyłam coś powiedzieć wyrzucił również mój podręcznik i przyciągnął do siebie opatulając swoim ramieniem. Podniosłam tylko brew do góry ale pomimo tego przytuliłam się do niego myśląc o kolejnej jedynce.
Leżeliśmy tak przez jakiś czas bez słów kiedy ciszę przerwał dźwięk sms. Powoli wygramoliłam się z objęć Nialla i chwyciłam komórkę. Przeczytałam treść po czym zaczęłam wystukiwać odpowiedź.
- Kto to? - spojrzał na telefon a potem na mnie.
- Nikt ważny - wzruszyłam ramionami nadal patrząc na komórkę.
- Jeśli to nikt ważny to powiedz - przysiadł się do mnie nadal nie odpuszczając.
- Louis - po mojej odpowiedzi lekko się naburmuszył. Ta rozmowa chyba się dobrze nie skończy.
- Co chciał - podniósł brew.
- Przestań być wścibski - odpyskowałam i odłożyłam telefon na komodę.
- Co. Chciał. - powtórzył robiąc przerwę przed każdym zdaniem.
Wiedziałam że nie odpuści. Wściekła złapałam telefon i włączyłam wiadomość od Louisa. Rzuciłam mu telefon licząc w myślach do 10.
Kiedy przeczytał oddał mi telefon popatrzył na mnie przymrużając oczy.
- Tylko tyle?
- Zwykła wiadomość, czego oczekiwałeś? Że wysyłamy se miłosne smsy do północy? - wybuchłam patrząc na niego jak na wariata.
- Nie zdziwiłbym się - wyszeptał najciszej jak się dało jednak ja usłyszałam. Przez chwilę czułam narastający gniew, jednak zaraz odzyskałam panowanie i spytałam łagodniejszym tonem.
- Niall, nie musisz być zazdrosny - położyłam rękę na jego ramieniu ale on ją gwałtownie strzepnął. Zdziwiona zmarszczyłam brwi.
- Nie jestem zazdrosny - warknął patrząc przez okno - nie jesteś moją dziewczyną więc nie mam o co być zazdrosny.
Głęboko zaczerpnęłam tchu i również spojrzałam przez okno. Czułam się jakby ktoś mnie spoliczkował. Miał racje ale to nie zmienia faktu że to on się dziwnie zachowuje.
Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami. Wydawały się takie ciekawe...
- To znaczy nie żebym...
- Dobra Niall rozumiem - przerwałam starając się na niego nie patrzeć - masz racje. Nie jesteśmy parą i nie powinieneś być o mnie zazdrosny.
Chwilę na mnie patrzył i myślał.
- Ale wiesz że cie kocham - gwałtownie se na niego popatrzyłam trochę zdezorientowana. Niall widząc moje zdziwienie szybko się poprawił - jak przyjaciółkę.
Tak. Jak przyjaciółkę. Znów to dziwne rozczarowanie. 
Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy dopóki Niall nie wstał i nie wziął plecaka.
- Ja już pójdę. Cześć Kels - starałam się nie zwracać uwagi że wychodzi, nie chciałam się już z nim kłócić jednak moje nogi same mnie do niego poniosły.
- Niall poczekaj.
Co - warknął lekko wkurzony, gdy stał już za progiem mojego pokoju.
Szczerze to nie spodziewałam się takiej agresywnej reakcji z jego strony.
Otworzyłam usta w celu powiedzenie czegokolwiek ale nic nie wydusiłam. Spuściłam głowę patrząc na swoje stopy po czym wróciłam wzrokiem do chłopaka. Na jego twarzy nadal było widać lekki zdenerwowanie jednak kiedy zobaczył moje zdziwienie złość zastąpił smutek.
- Kels... ja nie... ja...
- Dobra Niall jest... okej - spuściłam głowę i nie czekając na jego odpowiedź zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Tak wiem to było najgorsze wyjście jakie mogłam wykorzystać. Nie chciałam się już z nim sprzeczać a wiedziałam że nie był w najlepszym humorze. Ale kiedy zobaczyłam jego zakłopotanie i to jak próbował coś powiedzieć... ważnego?
Szybko otworzyłam drzwi i wybiegłam na korytarz z nadzieją że on tam będzie. Jednak w holu nie było nikogo oprócz mnie i stolika z wazonem. Oparłam się o ścianę i powoli zjechałam.
- Brawo Kels - złapałam się za głowę i schowałam w kolana - ty to umiesz spieprzyć sprawę.
Dlaczego ja to zrobiłam? Dlaczego nie pomyślałam? Mogłam to zupełnie inaczej rozegrać. Przecież mogłam powiedzieć że jest wszystko w porządku. Mogłam pocałować go w policzek i powiedzieć żeby się nie przejmował. Mogłam zrobić wszystko tylko nie trzaskać mu drzwiami przed nosem.
Na pewno źle to odebrał... matko co ja mówię! Zatrzasnęłam przed nim drzwi! Szansa że jutro się do mnie odezwie jest taka wielka jak to że zaprzyjaźnię się z Amandą i Jessie.
Starałam się o tym nie myśleć więc wstałam i weszłam do pokoju.
Była 9:00 a ja byłam tak cholernie zmęczona że ledwo patrzyłam na oczy. Powlekłam się do łazienki przy okazji zabierając piżamę. Zrzuciłam z siebie ciuchy i w szybkim tempie się umyłam. Wysuszyłam swoje ciało ręcznikiem i wyskoczyłam z piżamy. Po umyciu zębów od razu podreptałam do łóżka. Leżąc na plecach patrzyłam na sufit i myślałam.
Najbardziej zdziwiło mnie zachowanie Nialla. Kiedy przyszedł był taki jak zawsze, normalny. A kiedy przeczytał tego sms po prostu jakby był inna osobą. Mam nadzieje że zachowywał się tak jednorazowo... albo go nie znam. Sama nie wiem co o tym myśleć.
- Nie potrafię go rozgryźć - wyszeptałam i usnęłam.

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 12

Szłam powoli wsłuchując się w ciche poćwierkiwanie ptaków. Było dosyć wcześnie więc większość miasta jeszcze śpi co osobiście mi odpowiada. Wiał lekki wiatr chłodząc moją skórę. Wyjęłam mojego samsunga i sprawdziłam czas. Jakimś cudem była 6:25. Aha? Lekko przyspieszyłam kroku. Po chwili skręciłam w ulice gdzie ujrzałam dobrze mi znany dom. Kiedy byłam już bliżej zobaczyłam otwierające się drzwi z których wychodzi rudowłosa. Szeroko się uśmiechnęłam i jej pomachałam a ona odpowiedziała tym samym.
- Hej Kelsi - rzuciła radosna przytulając mnie.
- Cześć rudzielcu - również oddałam uścisk.
- I jak? Cieszysz się na wycieczkę? - zapytała z wielkim wyszczerzem.
- Wiesz to nie wycieczka tylko wagary i... cieszyłabym się gdyby nie to dziwne uczucie że coś się stanie - powiedziałam łapiąc się za kark.
- Oh Kels nie przesadzaj. Nie jedna osoba była na wagarach. Serio. Zobaczysz będzie fajnie - powiedziała dźgając mnie.
- Okej, okej ale mnie nie dźgaj.
- Dobrze.
Po tej rozmowie zobaczyłam wyjeżdżające auto zza rogu. Od razu wiedziałam że to chłopcy. Auto zatrzymało się idealnie przed nami na chodniku a z niego wyskoczyli rozpromienieni Niall , Harry i Liam.
- Cześć dziewczyny! Gotowe na dzień bez szkoły? - zapytał Liam przytulając każdą z nas.
- Jasne - odpowiedziała radosna Meg i przytuliła się do Nialla a potem do Harrego. Również przytuliłam Hazze i Nialla. W uścisku blondaska trwałam trochę dłużej. Oczywiście nie miałam nic  przeciw. Kiedy skończył się tulić lekko się odchylił by widzieć moją twarz ale nadal mnie obejmował. Lekko się uśmiechał gdy po chwili zmarszczył brwi.
- Co? - spytałam nie wiedząc o co chodzi.
- Co ci się stało? - zapytał wyraźnie zaniepokojony moim siniakiem na czole.
- A to... nic się nie stało po prostu uderzyłam się z rana głową o ścianę kiedy szłam do łazienki - ale to głupio brzmi.
- Na pewno? Nikt cię nie skrzywdził? - zapytał z dużą troską w głosie zakładając mój kosmyk za ucho. Zdziwiło mnie to że tak się mną przejmuję ale... cieszyłam się.
-  Na pewno. Nie musisz się martwić - powiedziałam i mocno go przytuliłam. On również mnie uścisnął.
- Ej gołąbeczki idziecie czy mamy czekać jeszcze z godzinę? - zapytał Louis z irytacją w głosie. Dlaczego on był taki zdenerwowany?
Niall coś burknął pod nosem i złapał mnie za rękę wciągając mnie do środka. Auto było piękne i przede wszystkim naprawdę duże. Było nas siedmioro a i tak by się zmieściła jeszcze jedna osoba. Z przodu przy kierownicy siedział zirytowany Louis a na miejscu pasażera Liam. Potem siedziałam ja, Niall i Zayn, a na końcu Meg i Harry. Po chwili ruszyliśmy.
Jechaliśmy przez ulice omijając różne domy kiedy po chwili wyjechaliśmy na autostradę. Droga była prawie pusta ale od czasu do czasu przejeżdżały auta. Zrobiło mi się gorąco więc uchyliłam okno. Ciepły wiatr rozwiewał moje włosy. Lekko przechyliłam głowę i oparłam na rękę patrząc za okno.
- Kels? - odwróciłam się do Nialla - wszystko
w porządku? 
- Taak. Mam tylko jakieś dziwne przeczucie...
- Oj Kelsi nie martw się będzie dobrze - objął mnie ramieniem i mocno przytulił - to tylko wagary.
- Tak. Wiem.
Powróciłam do mojej wcześniejszej pozy. Patrzyłam na puste pola zastanawiając się gdzie jedziemy. Nie pytałam się chłopców bo wiedziałam że pewnie nie powiedzą. Spoglądałam na przejeżdżające auta. Zobaczyłam czarne BMW i zamarłam. To nie może być on musiało mi się przewidzieć przecież... jego od dawna tu nie było...
- Louis uważaj! - usłyszałam krzyk Meg. Popatrzyłam przed siebie i w jednej sekundzie serce mi stanęło. Louis ostro skręcił w lewo a czarne auto jadące w nas wyszło bez szwanku i jechało dalej. Usłyszałam głośny pisk opon, huk a potem... nic...


*      *      *

Powoli zaczynałam otwierać oczy. Od razu przypomniałam sobie ten sen. To złe przeczucie że coś się stanie, ten wypadek...
Rozwarłam szerzej oczy i ujrzałam białe ściany. Tylko że ja mam fioletowe ściany... czyli ja... jestem w szpitalu...
To oznacza że nic mi się nie śniło. Ten wypadek był naprawdę. Ale... co się stało z Megan? z chłopakami? Boże. Muszę ich znaleźć...
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej ale zaraz tego pożałowałam bo poczułam palący ból w głowie. Powoli podniosłam rękę do głowy by po chwili poczuć miękki materiał który zapewne był bandażem.
Tym razem powoli usiadłam rozglądając się po pomieszczeniu. Mały pokój w którym znajdowało się łóżko na którym leże, dwie komody w końcach pokoju dwa krzesła po obu stronach łóżka i nieduże okno po lewej stronie. Po prawej stronie znajdowały się drugie drzwi. Zapewne od łazienki.
Ilustrowałam każdy zakątek pokoju kiedy drzwi się uchyliły. Zobaczyłam około 30 - letnią kobietę z obciętymi krótko blond włosami. Miała biały fartuch a w ręce trzymała teczkę. Kiedy zobaczyła że się obudziłam szeroko się uśmiechnęła i podeszła bliżej.
- Dzień dobry Kels. Jak się czujesz? - zapytała patrząc na  mnie błękitnymi oczami. Głos miała aksamitny i ciepły. Lekko się uśmiechnęłam.
- Całkiem dobrze, dziękuje - kiwnęła głową i spojrzała na teczkę - em... ile tu już leże?
- Około 5 godzin - odpowiedziała i znów popatrzyła na teczkę. Przewróciła kartkę i zaczęła czytać. Kiedy skończyła spojrzała na mnie i kontynuowała - przed wypadkiem byłaś ze Stylesem, Horanem, Paynem, Tomlinsonem, Malikiem i Letix. Tak?
- Tak, no właśnie. Czy z nimi wszystko w porządku? - popatrzyłam na pielęgniarkę pełna nadziei że nikt nie... że są cali.
- Tak, wszytko dobrze. Są małe zwichnięcia i podrapania a poza tym wszyscy się dobrze czują - wypuściłam powietrze czując ulgę.
- Dobrze. Kiedy stąd wyjdziemy?
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie to jutro po południu - po tej wiadomości szeroko się uśmiechnęłam. Na myśl przyszło mi jeszcze jedno pytanie.
- Czy mogłabym spotkać się z którymś z moich przyjaciół?
- Skoro czujesz się dobrze nie widzę problemu. Jeden z twoich kolegów jest obok - ostatni raz na mnie spojrzała.
- Dobrze, dziękuje - szeroko się uśmiechnęłam do kobiety. One to odwzajemniła i po chwili zniknęła za drzwiami. Kiedy wyszła odkryłam prześcieradło i postawiłam nogi na podłogę. Ubrałam tenisówki i ostrożnie wstałam z łóżka. Jedynie co mi dolegało to silny ból głowy. Miałam poza tym kilka siniaków i zadrapań. Nic poważnego. Podeszłam do drzwi lekko je uchylając. Gdy wyszłam z pomieszczenia rozglądnęłam się po korytarzu. Obok były kolejne drzwi. Mam nadzieje że pielęgniarka o nich mówiła.
Podeszłam do nich i chwilę myślałam czy pukać czy po prostu wejść. Po chwili namysłu chwyciłam klamkę i weszłam do środka.
Na łóżku siedział niebieskooki blondyn który bawił się telefonem. 
Kiedy mnie zobaczył upuścił komórkę, która runęła na podłogę. Nie rozwaliła się ale Nialla najwidoczniej to nie interesowało. Wybiegł z łózka i mocno mnie przytulił widząc że jestem cała.
- Niall... dusisz... - wysapałam próbując złapać oddech. Chłopak szybko rozluźnił uścisk przy tym chichocząc. Nadal mnie przytulał.
- Przepraszam... po prostu cieszę się że jesteś cała - szeroko się uśmiechnął ponownie mnie przytulając.
- Ja też się cieszę że nic ci nie jest - mocno się w niego wtuliłam. Chwile tak staliśmy po czym uwolniłam się z uścisku chłopaka i usiadłam na łóżku. Niall zaraz do mnie dołączył podnosząc komórkę z podłogi.
- Pamiętasz coś z tego? - pytająco na niego spojrzałam mrużąc oczy.
- Niewiele. To się działo tak szybko... - wziął głęboki wdech i popatrzył na okno jakby samo to wspomnienie sprawiało mu ból - pamiętam że czarno auto jechało po złej stronie a potem... głuchą ciemność. Odkąd się obudziłem myślałem czy to był jakiś przypadek i ktoś nie zdążył zareagować czy to była...
- Osoba która mnie prześladuje - dokończyłam za niego przełykając ślinę.
Poczułam jak Niall się odwraca i na mnie patrzy. Sprawiał wrażenie że chce coś powiedzieć, pocieszyć. Siedział jedynie w ciszy nie mogąc znaleźć słowa. Oboje dobrze wiedzieliśmy że 2 opcja jest najprawdopodobniejsza.
- Gdyby nie Louis teraz zamiast rozmawiać leżelibyśmy w kostnicy - na samą tą myśl przeszły mnie ciarki. Głęboko oddychałam starając się zachować spokój - nie chce tak myśleć ale... tak jest. Skoro ta osoba nie bała się wybić mi okna i spowodować wypadek to co jej stoi na drodze żeby wejść do mojego domu i mnie po protu zabić?
Pokręciłam głową i odwróciłam się do Nialla. Patrzył na mnie zasmucony i zatroskany. Bez słowa się przysunął i mocno mnie objął. 
Własnie tego potrzebowałam. Żeby ktoś mnie objął i powiedział że wszystko będzie dobrze po mimo tego że sama w to nie wierzyłam.
- Posłuchaj. Cokolwiek by się nie działo ja będę z tobą. Nie pozwolę żeby ci się stała krzywda - pogłaskał mnie kojąco po plechach lekko do siebie tuląc.
- Ale Niall ja nie chce cie wciągać w to całe bagno. Sam widzisz że o mało nie zginęliśmy w tym wypadku. Nie chce żebyś cierpiał - przymknęłam oczy myśląc że się przebudzę ze strasznego snu.
- Będę cierpiał gdy nie będę wiedział że jesteś bezpieczna. Chce być z tobą w tym bagnie. Chce wiedzieć że że nic ci się nie stanie... chce być twoim aniołem stróżem. 
Zdziwiona popatrzyłam na niego czując jak moje serce szybciej bije. 
Nie musiał ze mną zostawać ani mnie chronić a on obiecał że obroni mnie przed każdym niebezpieczeństwem.
Lekko się uśmiechnęłam a Niall to odwzajemnił. Powoli zaczął się nade mną nachylać. Nie miałam zamiaru się cofać. Nie chciałam. Kiedy lekko musnął moje usta zapomniałam o wszystkich problemach. Był tylko on i ja. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie jednak kiedy chłopak się odsunął starałam się ukryć moje niezadowolenie. Czego ja oczekiwałam? Że będzie mnie całował tak długo aż wyzna mi miłość?
Spojrzałam w jego oczy i szeroko się uśmiechnęłam. On również obdarzył mnie uśmiechem i mocno objął, składając na mojej głowie czuły pocałunek. Tego potrzebowałam. Poczuć czyjąś obecność żeby wiedzieć że nie jestem w tym sama. 
I pomimo tego że wiedziałam że gdzieś w pobliżu jest osoba która czyha na moje życie byłam spokojna. Bo miałam Nialla. Mojego anioła stróża.

niedziela, 1 grudnia 2013

Rodział 11

- C cześć Meg... - powiedział niepewnie.
- Zapytam się spokojnie... czego tu kurwa chcesz? - to chyba nie było spokojne.
- Chciałbym pogadać - jego twarz była wyjątkowo poważna i skupiona.
- Wiesz na świecie jest dużo ludzi do gadania - syknęłam i już miałam zamykać drzwi kiedy Kris zatrzymał je nogą.
- Meg proszę... tęsknie za tobą - no i co? Może do tego frytki?
- Jakoś nie myślałeś o mnie kiedy lizałeś się z tą dziewczyną - powiedziałam z wyrzutem.
- Meg, ona dla mnie nic nie znaczy... ty jesteś moją dziewczyną...
- Byłą dziewczyną - wtrąciłam.
- Oj Meg chcesz tak po prostu to wszystko co między nami było zakończyć.
- Po pierwsze nie ja to zakończyłam tylko ty. Po drugie tak. To wszystko?
- Nie będziesz za mną tęsknić?
- Jakoś se dam radę - obdarzyłam go wrednym uśmieszkiem i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Odchodziłam już do kuchni kiedy usłyszałam jego krzyk.
- Jeszcze tego pożałujesz! zobaczysz! - gwałtownie się odwróciłam i wytrzeszczyłam oczy. Stałam cicho wstrzymując powietrze gdy usłyszałam jak odchodzi. Odetchnęłam. Ja mam pożałować? Za co? Że mnie zdradził? W sumie on się jedynie całował jednak mnie to zabolało... bardzo. Nie potrafiłabym z nim być gdybym miała świadomość że się z kimś innym całował. Lekkie dreszcze przeszły mi po plecach na myśl o jego słowach... ,, jeszcze tego pożałujesz,, Nie wiem czy powiedział to w przypływie złości czy faktycznie tego pożałuje...
Odechciało mi się jeść. Poszłam na górę do pokoju.

Kels POV
***popołudnie***
Poszłam na moje ukochane miejsce. Oczywiście że takie mam. Przychodzę tam bardzo często kiedy chce przemyśleć kilka spraw. To miejsce mnie uspokaja. Uwielbiam tam przebywać. Zaczęłam się wspinać na nie dużą gorę. Było to gdzieś koło lasu ale to miejsce zaliczało się bardziej do odludzia. Jak tu bywam to nigdy nikogo nie ma. Tym lepiej...
Zbiegłam jeszcze z górki i przeszłam przez tunel by znaleźć się w moim miejscu. Było to malutkie jeziorko otoczone wielkimi drzewami które w górze układały się w baldachim. Koło jednego drzewa stał ogromny, płaski głaz na którym zazwyczaj siedzę. Trochę od tego kamienia znajdował się malutki wodospad który zawsze był dla mnie ukojeniem. Od razu się uśmiechnęłam. Odkąd pamiętam zawsze to nazywałam ,, miejscem poezji,, bo niezależnie od pory roku było tu pięknie. Kochałam moje miejsce poezji. Nikt o nim nie wiedział. Nawet Megan. Było tylko moje. 
Rozsiadłam się na głazie i rozkoszowałam promieniami słonecznymi przechodzącymi przez koronę drzew, kiedy coś mnie poraziło... w trawie...
Zeskoczyłam z kamienia i zaczęłam kierować się w miejsce gdzie znajdowało się... świecidełko?
Jednak nic nie znalazłam. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się wycofywać kiedy na coś nadepnęłam. Podniosłam nogę i ujrzałam... kluczyk? 
Wzięłam zgubę do rąk i dokładnie obejrzałam. Skąd na takim odludziu wziął się kluczyk? Ktoś go chciał się pozbyć? Tylko po co... Po co ktoś by się chciał pozbyć kluczyka? Nie mogłam przede wszystkim rozgryźć do czego on był. Od szafki? Od jakiejś piwnicy? Nie mam pojęcia...
Jednak nie pozbędę się go... może się przydać.
Schowałam kluczyk do kieszeni i szczelnie zamknęłam. Już wracałam żeby usiąść kiedy zobaczyłam na kamieniu niewielką kartkę. Z przerażeniem obróciłam się dookoła rozglądając czy nikogo nie ma. Pustka. Więc... skąd do cholery wzięłam się tu ta kartka?! 
Niepewnie do niej podeszłam i złapałam. Na środku drukowanymi literami było wypisane moje imię. Rozwinęłam i zaczęłam czytać


WIEM DOSKONALE GDZIE BYWASZ, GDZIE CHODZISZ, GDZIE JESTEŚ...
ZNAM CIE DOSKONALE. PRZEDE MNĄ NIC NIE UKRYJESZ...

Poczułam jak staje mi serce. Zaczęłam nerwowo rozglądać się po miejscu poezji. Nic. Zero ludzi. Ale jak? Kto to... Kto mnie doskonale zna?
Nie zastanawiałam się dłużej a zaczęłam biec. Boje się że to jakiś psychopata który chce mi zrobić krzywdę... nie wiem kto to jest ale... boję się i to cholernie.
Nie skierowałam się nigdzie indziej jak do domu chłopaków... muszę pogadać z Niallem.

 *      *      *

Po paru minutach byłam pod domem chłopaków. Grzecznie zapukałam w drzwi i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po chwili w drzwiach stanął Louis.
- O hej Kels co tam słychać? - zapytał uroczo się uśmiechając.
- A wiesz nic ciekawego - prócz tego że prześladuje mnie jakiś psychopata. Dodała moja podświadomość - słuchaj muszę pogadać z Niallem to bardzo ważne jest w domu?
- Jasne. Jest na górze. Pierwszy pokój po lewej - powiedział robiąc mi przejście w drzwiach.
- Dzięki - szeroko się uśmiechnęłam i zaraz wspinałam na po schodach do góry. Zobaczyłam że drzwi od pokoju który mi polecił Louis są uchylone. Podeszłam i lekko wychyliłam głowę do pomieszczenia. Na łóżku siedział Niall zwrócony w stronę okna grając na gitarze. Nigdy bym nie pomyślała że Niall gra na gitarze.
Cicho stanęłam w progu drzwi i  zaczęłam przysłuchiwać się jak Niall szarpie struny. To było naprawdę piękne. Grał wolną piosenkę do tego cicho podśpiewując. Jego głos był taki lekki, czysty i dokładny. Kiedy skończył obudziłam się z tego ,, transu,,
- To było piękne - powiedziałam cicho kierując się w stronę łóżka.
- Kels? Cześć. Dlaczego nie powiedziałaś że przyszłaś? - zapytał lekko się uśmiechając i odkładając gitarę na łóżko.
- Chciałam posłuchać jak grasz. Zahipnotyzowało - powiedział z uśmiechem siadając obok chłopaka. 
- Bez przesady to nie było takie piękne - powiedział wzruszając ramionami.
- Coś ty oszalał? Sama bym chciała grać w połowie tak dobrze jak ty - powiedziałam spoglądając na gitarę.
- Wiesz... zawsze mogę cię nauczyć - zaproponował przeczesując swoje włosy palcami.
- Bardzo chętnie.
I znowu zaczęłam się gapić w jego oczy. Dlaczego tak mam że kiedy przyglądam się jego oczom muszę zupełnie tracić głowę. Coś czuję że nawet jakbym dostała piłką w głowę to bym się nie zorientowała.
- Mówił ci ktoś że masz cudowne oczy? - i teraz wróciłam na ziemię. Cholera ja chciałam to powiedzieć w myślach.
- Pewnie parę osób, ale nikt tego nie ujął tak uroczo tak jak ty - powiedział puszczając mi oczko. Cały czas się uśmiechał. Przy nim nie szło nie mieć humoru. To tak jakby przez cały dzień nie jeść albo nie pić. Nie da się. Albo po prostu tego nie robisz a potem ci tego cholernie brakuje. Minęły  dwa dni a go już pokochałam jak Meg. Po prostu czuję jakby to był mój przyjaciel od paru lat.
A do tego... zaraz. Ja tu przyszłam w innej sprawie. Za bardzo się dekoncentruje.
- Niall jest pewna sprawa... zobacz - powiedziałam i podałam Niallowi list. Złapał ją niepewnie i otworzył. Zaczął czytać a kiedy skończył było widać że jest zaniepokojony.
- Znowu ktoś ci okno rozbił? - spytał podnosząc wzrok na mnie. 
- Nie ja... byłam w lesie się przejść. Poszłam do takiego miejsca gdzie był duży głaz do siedzenia. Potem od niego odeszłam a jak wróciłam zobaczyłam na nim tą kartkę - powiedziałam wskazując na papier.
- To chyba nie jest jakaś  zwykła ,,zabawa,, - powiedział z lekką grozą w głosie. Chwilę siedziałam i myślałam kiedy coś sobie przypomniałam. Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam srebrny kluczyk.
- Znalazłam też to. Leżało trochę dalej... nie mam pojęcia co to za kluczyk - wzruszyłam ramionami.
Chłopak zaczął się przyglądać ale nic nie mogłam wyczytać z jego twarzy.
- Myślę że to jest kluczyk do jakiejś... skrzyni - powiedział oddając mi znalezisko.
- Do skrzyni? - powtórzyłam bezmyślnie.
- No tak miałem kiedyś podobny. Miałem skrzynię i ... aa nieważne - pokręcił głową. Ja tylko kiwnęłam.
Po chwili Niall zaczął się nad czymś zastanawiać po czym opadł na łóżko.
- Jutro do szkoły - w jego głosie było można słyszeć żal.
- Ooo matko no właśnie. Jak ja mam myśleć jak jakiś psychopata chce mnie zabić - powiedziałam próbując rozluźnić sytuację. Niall cicho się zaśmiał po czym znów nad czymś intensywnie myśleć.
- A może wagary? - spytał podnosząc brew z uśmiechem. Szczerze to co mi zaszkodzi ten jeden raz...
- Wiesz to nie jest zły pomysł, a chłopaki by poszli?
- Ty się jeszcze pytasz. Na stówę. Pojechalibyśmy w takie jedno fajne miejsce. Zabierze się jeszcze Meg i bedzie ok - powiedział podnosząc się z łóżka. Ja się usmiechnęłam i również wstałam. 
***Rano***
Obudziłam się jak zawsze wcześnie. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 5:10. Normalnie to budzę się o 6:00 żeby zdążyć wyszykować się do szkoły ale dzisiaj nie mogłam spać bo byłam... zdenerwowana? Tak to odpowiednie określenie. Byłam trochę niepewna co do tych wagarów z chłopakami. Ja zazwyczaj należałam do takiej grupy dziewczynek które siedzą w domu, pilnie się uczą i nie wagarują a dzisiaj miałam iść z chłopakami których jeszcze nie za dobrze poznałam licho wie gdzie. Nie wiem czemu się zgodziłam. Może chciałam spróbować czegoś nowego? A może po prostu chciałam znowu zobaczyć Nialla? W czymś na pewno jest ziarno prawdy. 
Odkąd się obudziłam cały czas męczyły mnie złe przeczucia typu ,, a co jeśli... ,,
Myślę że za bardzo dramatyzuję. Nie jedna osoba była na wagarach i nic się nie stało. Jednak fakt że ktoś mnie straszy i wybija mi okno nie dodaje mi otuchy. Przynajmniej nie ma rodziców więc mam większą pewność że mnie nie nakryją. O godzinie 6:30 miałam być pod domem Meg żeby chłopaki po nas przyjechali. Niechętnie odwróciłam głowę w stronę zegarka żeby sprawdzić godzinę. Była 5:30. Czyli miałam tylko godzinę żeby się wyszykować i dotrzeć do domy Meg.
Odrzuciłam cienką kołdrę i postawiłam stopy na białym dywanie. Lekko przetarłam oczy i się rozciągnęłam. Podeszłam do szafy i wybrałam odpowiedni strój na dzisiejszą pogodę. Skierowałam się do łazienki i widać było że jeszcze się nie obudziłam bo zamiast wejść do niej rąbnęłam głową o ścianę obok drzwi. Po tym solidnie się obudziłam. Parsknęłam cicho i ocierając bolące miejsce poszłam pod prysznic. Rzuciłam ciuchy na pralkę i odkręciłam wodę. Podeszłam do lustra i spojrzałam w swoje odbicie. Już było widać całkiem wyraźnego siniaka na moim czole. Pokręciłam głową. Potem jakoś to zapudruję. Odeszłam od umywalki i zrzuciłam z siebie ciuchy po czym weszłam po prysznic. Szybko się obmyłam i wyskoczyłam na ręcznik próbując kontrolując godzinę. Ubrałam się i wyszłam z łazienki podchodząc do małego lustra gdzie było powieszonych kilka zdjęć moich i Megan. Spojrzałam na nie i lekko się uśmiechnęłam. Wzięłam szczotkę i zaczęłam rozczesywać moje włosy. Kiedy skończyłam upięłam je w wysokiego kitka. Teraz czas zająć się twarzą. Najpierw przejechałam po rzęsach tuszem sprawiając że były większe. Potem musnęłam usta bezbarwnym błyszczykiem. Tera siniak. Zaczęłam przypudrowywać tak żeby był jak najmniej widoczny. Nie było źle jednak nie zniknął. Ruszyłam na dół w celu zjedzenia śniadania. Nic mi się nie chciało robić więc postanowiłam na płatki. Usiadłam i zaczęłam jeść. Zegarek wskazywał 6:05. Czas nie był zły ale lepiej się pośpieszę. Po zjedzeniu odłożyłam miskę i poszłam umyć zęby. Złapałam torbę i spakowałam najważniejsze rzeczy typu telefon, portfel i klucze. Była 6:15. Wyszłam z domu zakluczając go i powoli ruszając w stronę domu Meg.